USA. Byli prezydenci Barack Obama i Bill Clinton o przemocy na Kapitolu. "To Donald Trump rozpalił ten ogień"

Byli prezydenci Stanów Zjednoczonych potępili zamieszki, do których doszło po wtargnięciu zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol. Według Baracka Obamy i Billa Clintona odpowiedzialnym za sytuację jest urzędujący prezydent, który oskarżany jest przez nich o wzniecenie przemocy.

Jak podają amerykańskie media, w wyniku zamieszek zmarły cztery osoby. Jedną z ofiar jest kobieta, która została postrzelona po wtargnięciu z innymi zwolennikami Donalda Trumpa do Kongresu. Przed wtargnięciem na Kapitol urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych wygłosił przemówienie, w którym nawoływał do nieuznania wyników wyborów. Według Baracka Obamy i Billa Clintona takim zachowaniem polityk ośmielił swoich zwolenników do zamieszek.

Atak zwolenników Trumpa na Kapitol. Amerykańskie media: Postrzelona kobieta nie żyje (zdjęcie ilustracyjne)Atak zwolenników Trumpa na Kapitol. Policja: Postrzelona kobieta nie żyje

Barack Obama krytykuje Donalda Trumpa. "Fantastyczna narracja odbiegała coraz bardziej od rzeczywistości. Teraz widzimy tego konsekwencje"

Barack Obama wydał oświadczenie, w którym komentuje starcia przed i wewnątrz gmachu Kapitolu. Polityk podkreślił, że wydarzenia te zostały "pobudzone" przez urzędującego prezydenta, który "w dalszym ciągu bezpodstawnie kłamie na temat zgodnych z prawem wyborów". "Historia słusznie zapamięta dzisiejszą przemoc na Kapitolu, wznieconą przez urzędującego prezydenta, który nadal głosi bezpodstawne kłamstwa na temat wyniku legalnych wyborów, jako moment wielkiej hańby i wstydu dla naszego narodu" - napisał na początku.

Barack Obama zauważył, że nie można się oszukiwać, że wydarzenia w Waszyngtonie były niespodzianką, ponieważ od miesięcy Partia Republikanów oraz wspierające ją media często uciekały się do mówienia swoim sympatykom nieprawdy i insynuowania fałszerstw wyborczych, które nie zostały potwierdzone. O kampanii wyborczej Donalda Trumpa napisał, że "jej 'fantastyczna' narracja odbiegała coraz bardziej od rzeczywistości". "Teraz widzimy tego konsekwencje. Teraz liderzy republikańscy stoją przed wyborem, czy chcą kontynuować drogę rozpalania ognia. Mogą też postawić na rzeczywistość i wykonać pierwsze kroki w stronę gaszenia płomieni. Mogą wybrać Amerykę" - czytamy w oświadczeniu byłego prezydenta USA.

"Byłem pokrzepiony wystąpieniami licznych przedstawicieli partii prezydenta, którzy zdecydowali się z pełną mocą dzisiaj występować. Ich głosy dołączają do przykładów republikańskiej racji stanu i lokalnych przedstawicieli w takich stanach jak Georgia, którzy nie zgodzili się na próby zastraszania (...). Potrzebujemy więcej takich liderów - teraz i w następnych dniach, tygodniach, miesiącach, kiedy prezydent elekt Joe Biden będzie pracował nad przywróceniem wspólnych celów naszej polityki" - stwierdził.

Donald TrumpTrump naciskał na urzędnika, by "znalazł" głosy brakujące do zwycięstwa

Zamieszki w Stanach Zjednoczonych. Bill Clinton napisał, że to Donald Trump "rozpalił ten ogień"

W podobnym tonie wypowiedział się także Bill Clinton. Były prezydent zapewnił, że wybory prezydenckie były wolne, a liczenie głosów przebiegało uczciwie, dlatego też ich rezultat oraz pokojowy proces przekazywania władzy musi być kontynuowany.

"Dziś stanęliśmy w obliczu bezprecedensowej napaści na nasz Kapitol, naszą Konstytucję i nasz kraj; była ona napędzana ponad czterema latami toksycznej polityki szerzącej celową dezinformację, siejącej nieufność do naszego systemu i stawiającej Amerykanów przeciwko sobie (...). Ten ogień został rozpalony przez Trumpa i jego najbardziej zagorzałych zwolenników, wielu z nich w Kongresie, którzy chcieli obalić wyniki wyborów, które przegrał" - napisał w oświadczeniu na Twitterze były prezydent.

Bill Clinton wezwał też do zaprzestania przemocy. "Zawsze wierzyłem, że Ameryka składa się z dobrych, przyzwoitych ludzi. Wciąż w to wierzę" - napisał polityk.

Gorąca noc w USA. Mimo zamieszek Trump wciąż mówił o 'sfałszowanych wyborach'. Jego zwolennicy wtargnęli na teren KapitoluGorąco w USA. Mimo zamieszek Trump dalej mówił o "sfałszowanych wyborach"

George W. Bush o zamieszkach w Waszyngtonie: Tak kwestionuje się wyniki wyborów w republice bananowej

Sytuację w Stanach Zjednoczonych skomentował także George W. Bush. Były prezydent przyznał, że zamieszki na Kapitolu obserwował "z niedowierzaniem i przerażeniem". "To przyprawiający o mdłości i łamiący serce widok. Tak kwestionuje się wyniki wyborów w republice bananowej, a nie w naszej demokratycznej republice (...). Jestem przerażony lekkomyślnym zachowaniem niektórych przywódców politycznych od czasu wyborów" - napisał.

"Gwałtowny atak na Kapitol i zakłócenie konstytucyjnie nakazanego posiedzenia Kongresu zostały przeprowadzone przez ludzi, których pasje zostały podsycone przez kłamstwa i fałszywe nadzieje" - przyznał Bush. Były prezydent dodał, że to wydarzenie może wyrządzić ogromne szkody dla państwa i jego reputacji. Polityk zwrócił się też do osób rozczarowanych wynikiem wyborów prezydenckich i dodał, że fundamentalnym obowiązkiem każdego obywatela jest wspieranie rządów prawa. 

Więcej o: