W piątek 27 listopada belgijska policja przerwała orgię, w której brało udział około 25 osób, głównie mężczyzn. Służby zainterweniowały, ponieważ okoliczni mieszkańcy skarżyli się na hałas i podejrzewali, że w budynku obok łamane są obostrzenia związane z epidemią koronawirusa, według których w spotkaniach towarzyskich mogą brać udział maksymalnie cztery osoby. Media obiegła informacja, że dwie spośród zatrzymanych osób w czasie policyjnej interwencji powoływały się na dyplomatyczny immunitet.
Okazało się, że przyłapanym na imprezie europosłem jest József Szájer z partii Fidesz, który kilka dni temu zrezygnował z mandatu. Polityk przyznał się do uczestnictwa w seksparty w oświadczeniu. Podkreślił w nim, że udział w - jak sam to nazwał - "przyjęciu domowym" pomimo zakazu zgromadzeń był "nieodpowiedzialny".
Sprawę skomentował w rozmowie z Gazeta.pl dr Dominik Héjj z Instytutu Europy Środkowej w Lublinie, twórca portalu kropka.hu.
Dr Dominik Héjj: To jest kolejna afera obyczajowa wpisująca się w działalność ugrupowania, które identyfikuje siebie jako pewnego piewcę chrześcijańskiej demokracji. Natomiast nie będzie to miało najprawdopodobniej żadnego wpływu na samą węgierską politykę, ponieważ Szájer nie był posłem krajowym tylko do Parlamentu Europejskiego. Samo informowanie obywateli o tym zdarzeniu jest dość oszczędne, tak to nazwijmy. W związku z tym Szájer zapewne wycofa się na jakiś czas z życia politycznego, być może wróci w jakiejś radzie nadzorczej. Natomiast większych wpływów, także na sondaże Fideszu, mieć to nie będzie.
Myślę, że niespecjalnie to będzie rezonowało także na politykę europejską. Prawdą jest, że trwają negocjacje [ws. budżetu UE], ale z drugiej strony, gdyby nagle się wycofać z weta, tuż po takiej aferze, to wyglądałoby to tak, jakby Unia Europejska była w stanie wywrzeć wpływ na Węgry. Orbán i tak musiał zawetować ten budżet z racji spraw wewnętrznych, krajowych, w związku z tym to nie zmieni prawdopodobnie nawet tutaj układu. Myślę, że będzie próba jak najszybszego wyparcia z pamięci tej sytuacji, która miała miejsce w Brukseli i przejście do jak najszybszej polityki. Sam czekam na wystąpienie Orbána w publicznym radiu, które być może będzie w najbliższy piątek, a jeśli nie to za tydzień. Wtedy może usłyszymy więcej, ale absolutnie nie spodziewałbym się, żeby szczególnie media sprzyjające Fideszowi jakkolwiek tę sprawę starały się drążyć.
Przypomnijmy, że w październiku ubiegłego roku wybory samorządowe przyćmiła afera obyczajowa z udziałem burmistrza miasta Gyor. Do mediów wyciekły bowiem nagrania, jak Zsolt Borkai na prywatnym jachcie zabawia się z prostytutkami. Co więcej, sprawa miała też wątek korupcyjny. Borkai miał kobietom załatwić fundusze od miasta na firmę organizującą wesela. Reklamę przedsiębiorstwa można było oglądać w państwowej telewizji. "Burmistrz w wypowiedzi dla węgierskiej telewizji nie odniósł się do tego wątku. Przyznał jedynie, że korzystał z usług prostytutek, i powiedział, że tego żałuje. Fidesz, którego członkiem jest Borkai, początkowo nie odnosił się do afery. W końcu partia wydała oświadczenie, z którego wynika, że cała sprawa dotyczy jego życia prywatnego i nie ma czego komentować" - pisała wówczas "Gazeta Wyborcza".