Duże demonstracje na rzecz legalnej aborcji, ława protestujących kobiet naprzeciwko oddziału policji - to sceny nie z tylko z Polski, ale też z Argentyny. Kobiety od dawna walczą tam o prawa reprodukcyjne - i teraz są trochę bliżej sukcesu.
Prezydent kraju Alberto Fernández przekazał do parlamentu projekt ustawy legalizującej aborcję. Była to jedna z jego obietnic wyborczych przed wyborami w grudniu ubiegłego roku. Fernández podczas ogłaszania decyzji miał założony zielony krawat - symbol protestów o złagodzenie prawa aborcyjnego w Argentynie. Powiedział, że zmiana prawa pozwoli ratować życie kobiet. Według szacunków co roku 40 tys. kobiet w Argentynie wymaga hospitalizacji w związku ze źle przeprowadzonym zabiegiem przerwania ciąży - podaje BBC. Prezydent wcześniej mówił, że legalizacja aborcji to kwestia "zdrowia publicznego".
W kraju - podobnie jak w niemal całej Ameryce Łacińskiej - obowiązuje restrykcyjne prawo aborcyjne. Aborcja jest w Argentynie dozwolona tylko w przypadku ciąży będącej wynikiem gwałtu lub gdy zagrożone jest życie, lub zdrowie kobiety. Jeśli prawo wejdzie w życie, Argentyna będzie pierwszym dużym krajem Ameryki Łacińskiej z legalną aborcją. Obecnie przerywanie ciąży nie jest zabronione w kilku mniejszych krajach: Urugwaju, Gujanie, Gujanie Francuskiej (która jest departamentem Francji) oraz na Kubie. Z kolei kilka państw - Salwador, Honduras, Nikaragua - maja jedne z najbardziej restrykcyjnych praw aborcyjnych na świecie. Aborcja jest tam całkowicie zakazana, nawet w przypadku gwałtu lub zagrożenia życia kobiety.
Aktywistki od dawna domagają się legalizacji aborcji. Taki projekt - zezwalający na aborcję na żądanie do 14 tygodnia ciąży - pojawił się w 2018 roku, ale został odrzucony przez senat. Projekt nie miał poparcia rządu i mocno sprzeciwiał mu się Kościół katolicki - zwraca uwagę BBC. Kościół jest aktywnym uczestnikiem debaty na temat legalności przerywania ciąży. Włącza się w nią, m.in. organizując marsze przeciw aborcji.
Aktywistki i aktywiści liczą, że tym razem projekt prezydenta zostanie przyjęty. Prawa kobiet, przemoc, a także prawa reprodukcyjne są przyczyną licznych protestów. Argentyna jest krajem, w którym liczba nastoletnich ciąż jest bardzo wysoka. Każdego roku rodzi tam około 2400 dziewcząt w wieku od 10 do 14 lat. Debatę o aborcji zagoniła sprawa z ubiegłego roku, kiedy 11-letnia ofiara gwałtu urodziła dziecko przez cesarskie cięcie. Sprawcą był 65-letni partner jej babci. Dziewczynka chciała przerwania ciąży, ale procedura była opóźniana z powodów formalnych (ustalenia, kto jest jej opiekunem prawnym).
Również na początku tego roku doszło do podobnej tragedii. 10-letnia dziewczynka została zgwałcona przez mężczyznę, z którym spotykała się jej matka. W szpitalu wprawdzie poinformowano o możliwości legalnego przerwania ciąży, straszono dziewczynkę zastrzykami i umieszczeniem płodu w szklanej butelce na jej szafce nocnej. Lekarz prowadzący ostatecznie namówił matkę 10-latki, by ta donosiła ciążę, bo - jak niezgodnie z wiedzą medyczną przekonywał - miałoby być dla niej mniejszym zagrożeniem niż aborcja.
Amnesty International Argentyna zaapelowało do parlamentu o przyjęcie ustawy, którą zaproponował prezydent. "Czas pożegnać się dekadami naruszania praw seksualnych i reprodukcyjnych. Legalizacja aborcji to konieczność z punktu widzenia praw człowieka"- napisano w komunikacie.