Przemarsz zwolenników Donalda Trumpa przeszedł ulicami Waszyngtonu w sobotnie popołudnie, 14 listopada. Uczestnicy zebrali się na Placu Wolności nieopodal Białego Domu i przeszli przed budynek Sądu Najwyższego na Wzgórzu Kapitolińskim, skandując m.in. "Jeszcze cztery lata!" i "Powstrzymać kradzież!". Podobnie jak urzędujący prezydent USA, uważają, że wyniki wyborów zostały sfałszowane.
Donald Trump pojawił się na marszu organizowanym przez jego wyborców. Limuzyna, w której siedział prezydent Stanów Zjednoczonych, przejechała wzdłuż pochodu, a polityk machał do swoich zwolenników przez zamknięte okno. Z doniesień agencji informacyjnej Reuters wynika, że Trump udał się później na pole golfowe pod Waszyngtonem.
Nie jest jasne, ile osób wzięło udział w marszu wyborców Trumpa. Reporterzy, którzy byli na miejscu, szacują, że demonstrujących było kilkadziesiąt tysięcy, z kolei rzeczniczka prasowa Białego Domu Kayleigh McEnany napisała na Twitterze, że na ulicach amerykańskiej stolicy zgromadziło się ponad milion osób - podaje portal USA Today.
Zdecydowana większość manifestujących nie nosiła maseczek ochronnych. W tłumie pojawili się także ubrani na czarno mężczyźni ze skrajnie prawicowej organizacji Proud Boys. Nie obyło się bez przemocy i interwencji policji. Amerykańskie media piszą, że gdy zapadł zmrok, doszło do starć między zwolennikami Trumpa a kontrmanifestującymi, w wyniku których ktoś został pobity, a kto inny dźgnięty nożem. Mundurowi zatrzymali także kilka osób z bronią palną. Łącznie aresztowano co najmniej dwadzieścia osób. Dwóch policjantów zostało rannych.
Gdy tzw. Marsz miliona się rozpoczął, Joe Biden rozmawiał ze swoimi doradcami w domu na plaży w Delaware, podobnie jak robił to w poprzednich dniach. Po zakończonym spotkaniu wrócił do swojego domu w pobliżu Wilmington. Prezydent-elekt w dużej mierze zignorował powtarzające się twierdzenia Trumpa o oszustwach wyborczych. Zamiast konfrontacji z politycznym przeciwnikiem skupił się na przygotowaniach do rządzenia i odpowiadaniu na gratulacje od światowych przywódców - pisze Reuters.