Rosyjscy mirotworcy i czołgi w Górskim Karabachu. Putin wygrał, choć sojusznik został pokonany

Druga wojna o Górski Karabach zakończyła się klęską Armenii. Ormianie ponieśli ciężkie straty i stracili większość ziem, o które od dekad trwał konflikt. Rosja, będąc teoretycznym ich sojusznikiem, rozegrała jednak całą sytuację tak, że też wygrała.

Obecnie dwa tysiące rosyjskich żołnierzy rozlokowuje się w tej części Górskiego Karabachu, która ma pozostać pod kontrolą Ormian. Z Rosji latają ciężkie samoloty transportowe, a z baz w Armenii jadą konwoje. Rosyjscy mirotworcy (od rosyjskiej nazwy na żołnierzy sił pokojowych) mają pozostać na miejscu przez minimum pięć lat.

Zobacz wideo

Militarna klęska Armenii

Zawieszenie broni, kończące obecny konflikt, podpisano dziewiątego października. W ciągu kilku wcześniejszych dni, Ormianie w szybkim tempie ustępowali przeciwnikowi. Azerskie wojsko zajęło miasto Szuszi, dzięki czemu otworem stanęła droga do stolicy separatystycznej republiki Górskiego Karabachu, Stepanakertu. Sytuacja Ormian była już bardzo ciężka. Opisywaliśmy wcześniej, że w ciągu trwającej od 27 września wojny, ponosili ciężkie straty. Głównie w wyniku panowania Azerów w powietrzu, którzy mogli swobodnie atakować przy pomocy dronów, jak i używać ich do rozpoznania oraz naprowadzania artylerii. Ormiańska obrona przeciwlotnicza była w znacznej mierze bezradna, po serii strat w pierwszej fazie konfliktu. Wytchnienie dawały jedynie dni, kiedy nad strefą walk pojawiały się chmury.

Rosjanie się temu biernie przyglądali, choć formalnie są sojusznikami Armenii. Jednak od początku podkreślali, że ten sojusz nie dotyczy Górskiego Karabachu, który podczas wojny na początku lat 90. został opanowany przez Ormian. Razem z okolicznymi ziemiami, etnicznie azerskimi. Wyników tej wojny nie uznawała formalnie społeczność międzynarodowa, więc Rosjanie mogli wygodnie wyłączyć Górski Karabach ze swoich zobowiązań sojuszniczych wobec Armenii.

Podczas tej ostatniej wojny, Moskwa próbowała mediować zawieszenie broni, ale początkowo się to nie udawało. Dopiero kiedy Ormianie znaleźli się pod ścianą, to sytuacja się zmieniła. Przystali bowiem na właściwie bezwarunkową kapitulację.

Nie ulega wątpliwości, że trwająca nieco ponad miesiąc wojna to wielkie zwycięstwo Azerów. Osiągnęli właściwie wszystko, na co mogli liczyć. To również poważny sukces Turcji, która była ich głównym wsparciem w tym konflikcie. Dzięki temu znacznie powiększyła swoje wpływy i prestiż w regionie. Wygrała jednak też Rosja, choć teoretycznie jest sojusznikiem przegranej strony.

Ormianie tracą prawie wszystko

Zawieszenie broni podpisane dziewiątego listopada zawiera dziewięć punktów. Pierwszy i podstawowy, to zobowiązanie do zawieszenia działań zbrojnych. Armenia ma zatrzymać te tereny, które już zajęły jej wojska. Oznacza to około 1/3 przedwojennego terytorium separatystycznego Górskiego Karabachu. Do tego Ormianie muszą wycofać się z większości pozostałego terytorium, czyli trzech regionów zajętych podczas wojny w latach 90. Pozostanie im jedynie centralna część Górskiego Karabachu, większość ziem oryginalnie zamieszkanych przez Ormian. Armeńskie wojsko ma się jednak stamtąd wycofać. W zamian wkroczą Rosjanie, którzy przejmą odpowiedzialność za bezpieczeństwo.

Łącznie rosyjskich mirotworcow ma być niecałe dwa tysiące. Utworzą swoje posterunki i centrum dowodzenia. Będą też kontrolować specjalny korytarz Lacin, który umożliwi dostęp do resztki Górskiego Karabachu, z terytorium Armenii. W ciągu trzech lat ma powstać plan budowy nowej drogi, która umożliwi wygodną podróż na tej trasie, z pominięciem miasta Szuszi, które pozostanie pod kontrolą Azerów.

Dodatkowo Ormianie zgadzają się na stworzenie infrastruktury na terytorium swojego państwa, która umożliwi swobodny dostęp do azerskiej enklawy Nachiczewańskiej, od początku lat 90. odciętej od głównej części Azerbejdżanu. Swobodny ruch mają nadzorować Rosjanie pod postacią rosyjskiej straży granicznej. Dodatkowo dojdzie do wymiany jeńców wojennych, a osoby, które zostały w poprzednich dekadach wysiedlone, lub uciekły, mogą powrócić na swoje dawne ziemie.

Rosjanie wygrywają, choć byli po złej stronie

Warunki zawieszenia to całkowita klęska dla Armenii. Ormianie mogą czuć się zdradzeni przez Rosjan, ale nie mają alternatywy. Ani Zachód, ani Chiny nie są Kaukazem specjalnie zainteresowane. Sąsiednia Turcja jest śmiertelnym wrogiem, odpowiadającym za ludobójstwo Ormian w okresie I wojny światowej. Rosja jest jedynym silnym państwem, które chce i może pozostać z Armenią w dobrych relacjach, potencjalnie udzielając wsparcia militarnego i sprzedając uzbrojenie.

Dla Rosjan to sytuacja idealna. Armenia nadal pozostanie w strefie ich wpływów, a nawet będzie jeszcze bardziej uzależniona, bo osłabiona. Armeński premier, Nikol Paszinian, który doszedł do władzy w wyniku rewolucji w 2018 roku, do wojny cieszył się bardzo dużym poparciem społecznym. Zainicjował szereg poważnych reform, które zaowocowały wzrostem gospodarczym, demokratyzacją i ograniczeniem korupcji. Teraz jest uznawany za zdrajcę, ponieważ podpisał rozejm. Tłumy ludzi na ulicach armeńskich miast domagają się jego dymisji.

Tak się składa, że Moskwa nigdy nie była fanem Pasziniana, a on jej. Od lat głośno wyrażał niezadowolenie ze sposobu, w jaki Armenia jest uzależniona od Rosji i pragnął to uzależnienie zmniejszyć (choć było jasne, że nie da się od niego całkiem uciec). Teraz Kreml ma ten problem najpewniej z głowy. Wydaje się wątpliwe, żeby Paszinian przetrwał na stanowisku premiera. Armeńskie społeczeństwo nie zaakceptuje łatwo takiej klęski, zwłaszcza że rząd od początku konfliktu serwował hurraoptymistyczną propagandę. Tym większy jest teraz szok wywołany przez porażkę.

Dodatkowo Rosjanie zyskają wielki wpływ na sytuację w Górskim Karabachu, który będzie od teraz pod ich ochroną. Dotychczasowa praktyka uczy, że Rosja sprawnie przejmuje kontrolę nad takimi małymi tworami pseudopaństwowymi. Na przykład Abchazią, Osetią, Donieckiem, Ługańskiem czy Naddniestrzem.

Jeszcze na deser, Moskwa nie zepsuła sobie relacji z Azerbejdżanem. Rosjanie starają się bowiem utrzymywać dobre relacje z Baku. W przeszłości były one trudne, ale w ostatnich latach oba państwa zbliżyły się. Swojego czasu Azerbejdżan wydawał się zainteresowany przejściem w orbitę państw Zachodu, ale to już dawno temu i nie prawda. Teraz Moskwa musi dbać o to, żeby Azerowie nie wpadli zbyt głęboko w objęcia Turcji.

Więcej o: