- Trump już wielokrotnie demonstrował, jak traktuje niepowodzenia. Po prostu je wypiera. Będzie więc utrzymywał narrację, że wygrał, ale zwycięstwo mu ukradziono fałszerstwami - mówi Gazeta.pl Marcin Gadziński, były korespondent "Gazety Wyborczej" w USA.
Trump jest książkowym przykładem narcyza, co oznacza, że publicznie za swoje niepowodzenia prędzej obwini cały świat, niż samego siebie. Można się więc spodziewać, że z autentycznym przekonaniem w słuszność swojej sprawy, będzie do próbował podważyć legalność ostatnich wyborów prezydenckich w USA. Jest niemal pewne, że nic nie wskóra, ponieważ jak na razie jego współpracownicy nie przedstawili żadnych twardych dowodów na fałszerstwa wyborcze. Biały Dom będzie musiał więc tak czy inaczej opuścić w ciągu najbliższych trzech miesięcy. Co będzie dalej?
- Trumpowi w życiu udały się tak naprawdę dwa przedsięwzięcia: program telewizyjny "The Apprentice" i obie kampanie wyborcze - mówi Gadziński. Drugą kampanię wyborczą owszem przegrał, ale biorąc pod uwagę okoliczności, osiągnął naprawdę świetny rezultat. Gdyby nie pandemia, to z dużym prawdopodobieństwem by wygrał. - Widać, że to jest jego żywioł, w takich sytuacjach najlepiej się sprawdza. Przypuszczam więc, że będzie teraz starał się być kimś w rodzaju głównego celebryty prawicy. Nie będzie zarządzał, budował czy kierował, ale brylował i wpływał - uważa Gadziński.
Trumpowi udało się w ciągu ostatnich pięciu lat skutecznie zagospodarować część amerykańskiej sceny politycznej. Tą część, która była na prawo od umiarkowanej większości Partii Republikańskiej. Hasła nacjonalistyczne i populizm bardzo dobrze tam działają. Dla tych rzesz swoich zwolenników, Trump nie przestanie być liderem, ponieważ wyprowadzi się z Białego Domu. - To zwarty i zdyscyplinowany elektorat, który ma duże znaczenie we wszelkich prawyborach partyjnych. Mało kto z republikanów chce więc z nim zadzierać, bo można źle skończyć - mówi Gadziński.
Najpewniej z tego powodu, po ogłoszeniu Bidena zwycięzcą, zdecydowana większość polityków republikańskich zamilkła, sparaliżowana niepewnością. Narażenie się na gniew Trumpa i jego zwolenników, to nie jest coś, co można ignorować. - I z tego powodu większość ani nie krytykuje prezydenta, ani go nie wspiera. Nie ulega wątpliwości, że to trudne czasy dla bardziej umiarkowanych centrystów w Partii Republikańskiej - stwierdza Gadziński.
Pojawiają się już pierwsze konkretne oznaki tego, że Trump planuje pozostać na scenie politycznej. Dziennik "New York Times" napisał we wtorek, że trwają już prace nad utworzeniem tak zwanego Leadership Political Action Comitee Trumpa. To określenie na organizację, która może gromadzić datki i przeznaczać je na wsparcie kampanii wyborczych wybranych polityków, oraz na finansowanie działalności politycznej swoich członków. Jedna osoba może w roku wesprzeć taką organizację pięcioma tysiącami dolarów. Nie ma jednak ograniczenia, ile pieniędzy może zebrać łącznie. Oznacza to potencjał do gromadzenia wielomilionowych sum, które byłyby do dyspozycji Trumpa i jego współpracowników.
- Prezydent planował to zrobić od dawna, niezależnie od wygranej czy przegranej. W ten sposób będzie mógł wspierać kandydatów i inicjatywy, na których mu zależy. Na przykład zwalczanie fałszerstw wyborczych - stwierdził rzecznik kampanii prezydenckiej Trumpa, Tim Murtaugh.
Jak pisze "NYT", tego rodzaju komitet, nazywany w USA skrótowo "PAC", zapewni Trumpowi wygodną drogę do usunięcia się z pierwszego szeregu. Jednocześnie pozwoli mu pozostać postacią dominującą na prawej stronie sceny politycznej, która będzie miała wielkie znaczenie w następnych prawyborach w Partii Republikańskiej, których zadaniem będzie wyłonić kandydata na wybory prezydenckie w 2024 roku. - Trump nigdzie się nie wybiera. Ulokuje się w debacie politycznej naszego kraju w sposób, w jaki nie zrobił tego żaden z jego poprzedników - stwierdza w rozmowie z "NYT" Matt Gorman, strateg polityczny związany z Partią Republikańską.
Taka tymczasowa platforma, umożliwiająca wygodną aktywność polityczną, byłaby też cenna, gdyby Trump chciał rzeczywiście startować w kolejnych wyborach prezydenckich. Amerykańskie media twierdzą, że w ostatnich dniach wyraźnie zasygnalizował swoim współpracownikom taki zamiar.
Czekając na następną kampanię prezydencką, Trump będzie mógł przynajmniej częściowo wrócić do działalności biznesowej. Podczas sprawowania urzędu prezydenta musiał ją mocno ograniczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o kontrakty międzynarodowe. Wcześniej dużo zarabiał na swoim nazwisku, którego użyczał inwestorom budującym na przykład ośrodki golfowe czy wypoczynkowe. Teraz, nazwisko "Trump" jest nieporównywalnie lepiej rozpoznawalne, a co za tym idzie więcej warte. Nie tylko dla deweloperów. Według portalu plotkarskiego "PageSix", na Trumpa czekają już oferty na napisanie wspomnień, warte nawet sto milionów dolarów.
Jest też możliwe, że zdecyduje się zrealizować swój pomysł jeszcze sprzed prezydentury, czyli założenie prawicowego kanału informacyjnego. Dobrze uzupełniałoby to funkcję celebryty prawicy. Zwłaszcza wobec ewidentnego rozłamu pomiędzy nim, a dotychczas flagowym kanałem informacyjnym prawej strony sceny politycznej - Fox News. Doszedł on do tego stopnia, że w poniedziałek przerwano transmisję wystąpienia rzeczniczki Trumpa, ponieważ nie chciano przekazywać dalej jej zarzutów sfałszowania wyborów, niepopartych dowodami.
Nie jest też wykluczone, że przynajmniej część członków jego rodziny, będzie chciało pozostać w świecie polityki. Na własne konto, lub dalej u boku ojca. Zwłaszcza 42-letni syn, Donald Trump Jr., który był bardzo aktywny w obu kampaniach wyborczych ojca i prezentuje bardzo prawicowe poglądy. Pojawiły się już nawet spekulacje, że mógłby zostać kandydatem w wyborach prezydenckich w 2024 roku. On sam zamieścił w sieci zdjęcie przy plakacie z napisem "Don Jr. 2024".
Wszystko wskazuje więc na to, że nie ma już powrotu do amerykańskiej polityki bez Trumpa, albo Trumpów. Jeśli ktoś ma nadzieję, że po przegranych wyborach kontrowersyjny polityk zejdzie ze sceny i zniknie, ten się srogo zawiedzie.