Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych w wyborach prezydenckich głosują nie bezpośrednio na kandydatów na prezydenta i wiceprezydenta, lecz na elektorów. To oni miesiąc później, w imieniu wyborców, dokonują wyboru prezydenta USA.
Elektorów jest 538 - tylu jest członków Izby Reprezentantów (435) i Senatu (100). Dodatkowo do liczby tej wliczani są trzej elektorzy Dystryktu Kolumbia. Co do zasady każdy elektor jest zobowiązany do głosowania na kandydata, dla którego poparcie deklarował jeszcze przed wyborami. Ponadto w 26 stanach i Dystrykcie Kolumbia obowiązują formalne nakazy w tym zakresie, a nielojalni elektorzy muszą się liczyć z sankcjami, głównie karami grzywny.
W 18 stanach nie przewidziano jednak żadnych kar dla elektorów, którzy mimo wszystko zagłosują wbrew deklaracjom. Są to stany: Alabama, Alaska, Connecticut, Delaware, Hawaje, Floryda, Maryland, Massachusetts, Missisipi, Nowy Meksyk, Ohio, Oregon, Karolina Południowa, Tennessee, Vermont, Virginia, Wisconsin oraz Wyoming.
Do tej pory elektorzy głosowali tylko 165 razy przeciwko woli wyborców - na łącznie ponad 23 tys. oddanych przez nich głosów. Nie zdarzyło się więc, by decyzja nielojalnego elektora miała wpływ na ostateczny wynik wyborów. Co ciekaw największy od 120 lat "bunt elektorów" miał miejsce właśnie w 2016 roku, kiedy prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald Trump. Woli wyborców postanowiło się wtedy sprzeciwić dziesięciu elektorów. Poza wyborami w 1812, 1872 i 2016 roku nie zdarzyło się, by więcej niż jeden elektor zagłosował na kandydata na prezydenta innego niż ten, którego poparcie deklarował w dniu wyborów. Według ekspertów w 2020 roku raczej nie ma co liczyć na dużą liczbę nielojalnych elektorów, które mogłyby wpłynąć na zmianę wyników wyborów prezydenckich.