Zwycięstwo Joe Bidena - a być może nawet bardziej przegrana i niedługi koniec rządów Donalda Trumpa - były powodem do świętowania dla tysięcy zwolenników Demokratów w całym kraju.
W sobotę w środku dnia najważniejsze media ogłosiły, że zwycięzcą wyborów jest Biden. W reakcji na to w niektórych miastach rozległo się trąbienie i okrzyki zwycięstwa zwolenników byłego wiceprezydenta. Wkrótce część z nich wyszła na ulice, by świętować.
Jak opisuje CNN, ludzie świętowali w wielu miejscach, gdzie Biden zdecydowanie wygrał w wybory, w tym w kluczowej dla jego zwycięstwa Pensylwanii. Na ulicach rozległo się "trąbienie, wiwatowanie i strzał korków od szampana" - relacjonuje stacja. Niektórzy przytulali się, inni płakali.
W wielu miastach świętowanie przeciągnęło się do nocy, z ludźmi tańczącymi na ulicach. Wiele osób zgromadziło się wokół Białego Domu (Trumpa nie było jednak na miejscu - pojechał grać w golfa). Na plakatach osób zgromadzonych w Waszyngtonie można było przeczytać m.in. "To koniec koszmaru" i "Jesteś zwolniony" - to ostatnie nawiązuje do zdania, którym Trump zasłynął w swoim show telewizyjnym "The Apprentice".
W Chicago i Nowym Jorku ludzie zebrali się m.in. w okolicach hoteli i wieżowców Trumpa, Trump Tower.
W wielu amerykańskich miastach protestowali także zwolennicy Donalda Trumpa. Obecny prezydent Stanów Zjednoczonych jak na razie nie uznał wyników wyborów i zapowiada pozwy w sprawie liczenia głosów.
Sztab Trumpa złożył pozwy dotyczące głosowania w stanach Michigan i Pensylwania, a także największego pod względem liczby wyborców hrabstwie stanu Arizona. Przedstawiciele kandydata Republikanów w wyborach prezydenckich twierdzą, że głosy oddane przez część wyborców miały zostać błędnie odrzucone. Sztab Trumpa zapowiada kolejne pozwy.
Urzędujący prezydent wydał komunikat, w którym oświadczył, że wybory się nie zakończyły. Jego zwolennicy demonstrowali w stolicach kilku stanów, między innymi Arizony i Pensylwanii, Oregonu i Michigan. Część z nich miała ze sobą broń. Wznosili okrzyki, domagając się zgodnego z prawem liczenia głosów i zarzucając demokratom oszustwa wyborcze.