Donald Trump od środy, gdy pojawiły się pierwsze prognozy dające przewagę Joe Bidenowi, zarzuca nieprawidłowości przy zliczaniu głosów w poszczególnych stanach, sugeruje nawet "spiski" i fałszerstwa. "Głosy Bidena znajdują się wszędzie - w Pensylwanii, Wisconsin i Michigan. Bardzo źle dla naszego kraju!", "[Oni - red.] ciężko pracują, żeby przewaga 500 000 głosów w Pensylwanii jak najszybciej. Podobnie Michigan i w innych stanach", "O co tu chodzi?!" - można było przeczytać w środę na Twitterze prezydenta.
W wieczór wyborczy poinformował, że sprawę wyborów skieruje do Sądu Najwyższego. Stwierdził wtedy, że proces zliczania głosów powinien zostać zatrzymano. Trump podtrzymuje swoje zdanie. "Przestańcie liczyć!" - napisał w czwartek na Twitterze.
Wielu wyborców w USA głosowało korespondencyjnie i prawdopodobnie to właśnie te głosy sprawiły, że Biden wysunął się na prowadzenie w tych stanach, gdzie wcześniej faworytem był Trump.
W kluczowych stanach w USA wciąż trwa zliczanie głosów po przeprowadzonych 3 listopada wyborach prezydenckich - niektóre komisje podają, że być może wyniki będą znane dopiero w piątek. Do zliczenia pozostały głosy w Pensylwanii, Georgii, Arizonie, Arkansas i Nevadzie. Po około jednym procencie głosów zostało do zliczenia urzędnikom w Wisconsin i Michigan - CNN i agencja AP uznają tam już zwycięstwo Bidena. Według prognozy CNN Biden może liczyć obecnie na 253 głosy elektorskie, Trump zaś na 213. By wygrać wybory trzeba mieć minimum 270.