Funkcjonariusze milicyjnego OMON-u i wojsk wewnętrznych usiłowali nie dopuścić do upamiętnia ofiar represji stalinowskich przez białoruska opozycję. Doszło do licznych zatrzymań demonstrantów, którzy wyszli upamiętnić "Dziady", czyli dzień pamięci przodków. Funkcjonariusze strzelali w powietrze i używali granatów hukowych.
Demonstracje odbywały się pod hasłem "Marsz przeciwko terrorowi". "Blisko 200 osób zatrzymanych. Wśród nich zatrzymany i pobity operator Biełsatu" - poinformowała szefowa stacji Agnieszka Romaszewska.
Tysiące zwolenników białoruskiej opozycji zebrało się w kilku miejscach Mińska i ruszyło w stronę podstołecznych Kuropat. W pobliżu miejsca stalinowskich zbrodni drogę zagrodziły im jednostki milicyjnego OMON-u, wojsk wewnętrznych i funkcjonariusze w cywilnych ubraniach. Na zdjęciach i nagraniach widać ataki sił bezpieczeństwa na grupę pokojowo protestujących, w tym strzały z broni gładkolufowej:
Tylko części demonstrantów udało się przedostać do lasu w Kuropatach i tam zapalić symboliczne znicze. Zatrzymano co najmniej ponad 200 osób, w tym pięcioro dziennikarzy. Dźmitry Sołtan pracujący dla telewizji "Biełsat" został mocno pobity podczas zatrzymania.
Komentatorzy przypominają, że w Kuropatach 32 lata temu odbyła się masowa demonstracja antyradziecka pod hasłami żądającymi osądzenia zbrodni stalinizmu. Została wtedy rozpędzona przez wojska wewnętrzne z użyciem gazu łzawiącego, co wywołało oburzenie w społeczeństwie i zwiększyło zainteresowanie sprawą Kuropat.
W sobotę przez Mińsk ponownie przeszedł Marsz Kobiet. To tradycyjna akcja białoruskiej opozycji, która odbywa się w soboty i poprzedza duże demonstracje w niedziele. Marsz, któremu na pewnym odcinku towarzyszyła grupa osób niepełnosprawnych, rozpoczął się w pobliżu kina "Białoruś" . Kilkaset kobiet idąc chodnikami niosło historyczne, biało-czerwono-białe flagi i wykrzykiwało hasła protestu.
Protesty po nieuznawanych m.in. przez opozycję i Unię Europejską wyborach prezydenckich na Białorusi trwają już ok. trzy miesiące.