Do dziś trudno ustalić, kto naprawdę zapoczątkował ostatnie walki o Górski Karabach. Zarówno Azerbejdżan i Armenia utrzymują, że konflikt rozpoczęła druga strona.
Redakcja BBC Arabic dotarła to uczestnika walk o Górski Karabach. Mężczyzna przekazał mediom, że został zrekrutowany w północnej Syrii, czyli terenie kontrolowanym przez Turcję, do strzeżenia posterunków wojskowych na granicy z Azerbejdżanem za dwa tysiące dolarów. Razem z kilkuset innymi Syryjczykami został przetransportowany samolotem do Górskiego Karabachu z śródlądowaniem w Stambule. Rekruci nie otrzymali żadnego szkolenia, jednak zostali wysłani na granicę w czasie, kiedy wybuchły tam walki.
Samochód się zatrzymał i zaskoczeniem odkryliśmy, że jesteśmy na linii frontu. Niedługo potem zaczęło się bombardowanie, ludzie zaczęli płakać ze strachu i chcieli wrócić do domu
- relacjonuje słowa mężczyzny BBC. Doradca prezydenta Turcji, Ilnur Cervik, stwierdził, że doniesienia te są "rodzajem kampanii dezinformacyjnej". "Nikogo nie rekrutujemy. Gdzie jest dowód na to, że mielibyśmy to robić razem z syryjską opozycją, by wysyłać kogoś do Azerbejdżanu? To nieprawda" - miał przekazać mediom.
Czytaj też: Wojna bez końca, która robi się coraz groźniejsza. W pogotowiu nawet iskandery
Z kolei Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka donosi, że około 320 syryjskich najemników zostało przewiezionych do Azerbejdżanu przez tureckie firmy ochroniarskie. Dodaje jednak, że osoby armeńskiego pochodzenia z Syrii przewieziono także do Armenii, by włączyły się do walk.
Rzecznik prasowy prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana już wcześniej zaprzeczał, że 29 września turecki F-16 zestrzelił Su-25 należący do armeńskich sił zbrojnych. Ilnur Cervik przekazał wtedy mediom, że doniesienia te są "trickiem propagandowym". Azerbejdżańskie ministerstwo także ogłosiło, że strona armeńska kłamie. Niemniej doskonale wiadomo, że tureckie władze chcą pomóc Azerbejdżanowi w - jak to określiły - "odzyskaniu okupowanego regionu i w obronie jego interesów zgodnie z prawem międzynarodowym". Z drugiej strony Rosja ma swoją bazę w Armenii.
Zobacz też: Trump na konferencji: Jestem fanem Erdogana [ENG]
O podjęcie rozmów pokojowych apeluje do władz w Baku i Erywaniu coraz więcej państw, a Rosja i Gruzja zaproponowały pomoc w ich zorganizowaniu. Do zaprzestania walk wezwali Armenię i Azerbejdżan przedstawiciele: Unii Europejskiej, OBWE i ONZ. O rozpoczęcie pokojowych negocjacji apelują też Stany Zjednoczone, Rosja, Iran i Japonia.
Władze Gruzji zaproponowały, aby emisariusze Armenii i Azerbejdżanu spotkali się w Tbilisi. -To jest w naszym wspólnym interesie, żeby jak można najszybciej zapanował pokój w naszym regionie - oświadczył premier Gruzji Georgij Gacharia. Podobną propozycję złożył rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który również proponuje swoją pomoc. Rosja jest w wojskowym sojuszu z Armenią, jak jednak ma też bliskie powiązania z rządem Azerbejdżanu.
Konflikt o Górski Karabach trwa od 1987 roku, kiedy ormiańska enklawa wchodząca w skład muzułmańskiej republiki Azerbejdżanu rozpoczęła działania na rzecz usamodzielnienia się, a po upadku ZSRR proklamowała niepodległość. Działań władz w Stepanakercie nie uznało żadne państwo na świecie. Armenia wspiera separatystów z Górskiego Karabachu, a Azerbejdżan próbuje odzyskać ten region.
Regularna wojna toczyła się od 1992 do 1994 r. Potem podpisano zawieszenie broni, które później wielokrotnie łamano. Do ostatniej tak dużej eskalacji konfliktu o kontrolowany przez Ormian Górski Karabach doszło w 2016 r. (tzw. wojna czterodniowa). W wyniku działań zbrojnych w Górskim Karabachu w ciągu ostatnich 30 lat zginęło ponad 30 tysięcy osób.
Pod koniec września doszło do kolejnej eskalacji konfliktu. W Armenii od niedzieli 27 września obowiązuje stan wojenny, w Armenii ogłoszono go dzień później. Trudno określić, kto był prowodyrem walk. Wadze Armenii twierdzą, że zaczęło wojsko Azerbejdżanu zmasowanym ostrzałem artyleryjskiego, czemu zaprzeczają władze Azerbejdżanu. Twierdzą, że ich działania były kontratakiem na jeszcze wcześniejszy ostrzał artyleryjski wojska armeńskiego. Od niedzieli w wyniku walk zginęło ponad 100 osób.