"Cześć, tu Nawalny. Tęsknię za wami. Ciągle jeszcze niemal niczego nie potrafię, ale za to wczoraj zdołałem cały dzień oddychać samodzielnie. Zupełnie sam. Bez żadnej pomocy z zewnątrz, nie używałem nawet najzwyklejszego wentyla w gardle. Bardzo mi się to spodobało. To zadziwiający proces, przez wielu niedoceniany - polecam" - napisał Aleksiej Nawalny dołączając zdjęcie na Instagramie.
Na fotografii widać nie tylko rosyjskiego opozycjonistę, ale też jego żonę Julię i syna. Jest to też pierwszy post polityka, który pojawił się w mediach społecznościowych od momentu, gdy padł on ofiarą próby otrucia. Szpital Charite w Berlinie, gdzie leczony jest Nawalny, dodał w komunikacie, że pacjent nie jest już podłączony do respiratora i może na krótko wstawać z łóżka. Niestety nie można na razie wykluczyć innych, długotrwałych problemów zdrowotnych.
Rzeczniczka Nawalnego, Kira Jarmysz, napisała na Twitterze, że opozycjonista planuje dalej działać w Rosji po tym, jak wróci do zdrowia. - Rozumiem, jaki jest powód tego pytania, niemniej jest dla mnie dziwne, że ktoś mógł myśleć inaczej. Jeszcze raz wszystkim potwierdzam: nigdy nie były rozpatrywane żadne inne opcje - napisała Jarmysz.
Według niemieckich specjalistów polityk miał być otruty bojowym środkiem nazywanym nowiczok. Moskwa odpiera zarzuty twierdząc, że wszystkie zapasy tej substancji zostały zniszczone zgodnie z protokołami i regulaminem Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow dodał, że gdy Nawalny opuszczał terytorium Rosji, to w jego organizmie nie było śladu substancji toksycznych. Niektórzy przedstawiciele rosyjskiej Dumy uważają, że zdarzenie to wygląda na "prowokację państw zachodnich", zwłaszcza że zbiegło się to w czasie z protestami na Białorusi.