Pożar w obozie Moria wybuchł w nocy z wtorku na środę. Spłonęła znaczna część obozu, w tym kontenery i namioty mieszkających tam uchodźców i migrantów.
Agencja Reutera informuje, że na razie nie ma informacji o ofiarach. Strażacy nie wiedzą także jeszcze, co było przyczyną pożaru.
Niesławny obóz na wyspie Lesbos powstał w czasie kryzysu uchodźców w 2015 roku, kiedy każdego dnia na greckie wyspy dostawały się tysiące ludzi. Teraz mniej osób szukających azylu przybywa do Grecji drogą morską, jednak ich dalsza trasa do krajów Unii Europejskiej jest w dużej mierze zamknięta. W przeznaczonym dla maksymalnie trzech tysięcy osób żyje ok. 12-13 tys.
Część z nich nie ma nawet dostępu do tymczasowych schronień, tylko koczuje w namiotach w okolicy obozu. Warunki tam są opisywane jako "piekło". Z powodu fatalnych warunków ludzie chorują. Szczególnie trudna jest sytuacja w chłodnych, zimowych miesiącach.
Przez pożar tysiące osób z obozu musiało zostać ewakuowanych. Wielu koczowało na drodze i w okolicy.
Od początku pandemii koronawirusa obawiano się, że choroba może mieć fatalne konsekwencje, jeśli dotrze do przeludnionego obozu.
W ubiegłym tygodniu potwierdzono zakażenie u jednego z mieszkańców obozu. Ogłoszono kwarantannę. Od tego czasu wykryto wirusa u kolejnych 35 osób.