Białoruś. Protesty nie ustają. "Nie cofniemy się. My nie bydło i tchórze! 80 osób zaginęło. Gdzie oni?!"

Piotr Andrusieczko, Outriders
Protesty i strajki na Białorusi nie słabną mimo coraz większych nacisków na robotników, którzy zdecydowali się przerwać pracę i wyjść na ulice. - Wyszliśmy przeciw obecnemu reżimowi, który na ulicach bije i zabija ludzi za to, że się nim nie zgadzają. Za ludzi, którzy zaginęli bez wieści - ponad 80. Na znak solidarność z bitymi Białorusinami, tymi, którzy ucierpieli - tłumaczą.

Materiał jest częścią projektu "Białoruskie domino", w którym białoruscy reporterzy Outriders wspierani przez Gazeta.pl relacjonują wydarzenia na Białorusi.

W Białorusi od wielu rozmówców można usłyszeć, że powodzenie protestów zależy od zachowania pracowników zakładów państwowych i przyłączenia się jak największej liczby zakładów do ogólnokrajowego strajku. W piątek rano do rozszerzenia strajków wezwała Swiatłana Cichanouska. - Drodzy moi Białorusini, pracownicy Biełaruskalij, MTZ, Grodno Azot i innych przedsiębiorstw. Jesteście symbolem nowej, wolnej Białorusi, a to oznacza, że przyszłość naszych dzieci zależy teraz od waszej jedności i waszego zdecydowania. Dlatego proszę was: kontynuujcie i rozszerzajcie strajki, nie dajcie się zastraszyć, jednoczcie się. Zmusimy władzę, która zamknęła się w swoich pałacach, by usłyszała nasze głosy - zaapelowała na nagranym wideo Cichanouska.

Zobacz wideo Białoruskie siły bezpieczeństwa rozganiają protestujących w Mińsku po ogłoszeniu zwycięstwa Łukaszenki

Białoruś. W stolicy strajkują. "Boję się, ale nie chcę dalej żyć z tym strachem"

Strajki rozpoczęły się w ubiegłym tygodniu po tym, jak władze zdecydowały się zastosować siłę przeciwko protestującym. 17 sierpnia do Mińskiego Zakładu Ciągników Kołowych, którego pracownicy również przystąpili do strajku, przyleciał helikopterem Alaksandr Łukaszenka. Podczas przemówienia urzędujący prezydent usłyszał okrzyki "Odejdź!". Pod zakład przyszli wesprzeć swoich kolegów pracownicy Mińskiej Fabryki Traktorów. Wracając, zatrzymywali się przed kolejnymi przedsiębiorstwami i krzyczeli do ich pracowników, żeby wychodzili z zakładów i przyłączyli się do strajków.

- Wierzymy, możemy i zwyciężymy! - można było usłyszeć wśród skandowanych okrzyków.

Do robotników, którzy zatrzymali się pod Mińską Fabryką Silników, przyjechała pełnomocniczka Swiatłany Cichanouskiej, Wolha Kawalkowa. - My tylko zaczynamy. Tylko się zorganizowaliśmy i pierwszy raz wyszliśmy… Trzeba pokazać innym, że nie należy się bać, że jesteśmy wolni i możemy wyjść bronić swoich poglądów. Owszem nie dostaniemy wynagrodzenia za te dni… Ale my jesteśmy gotowi ponieść ofiarę dla naszego kraju, przemian - mówiło jej dwóch młodych robotników.

Kowalkowa powiedziała im, że otrzymają wsparcie, a jak zmieni się władza, to wszystkim wypłacone zostaną pieniądze za strajk, ale podkreśliła też, że należy unikać ludzkich ofiar. - Boję się, ale nie chcę dalej żyć z tym strachem, dlatego wyszedłem - wyjaśnia nam po drodze jeden ze starszych robotników Mińskiej Fabryki Traktorów.

Tego samego dnia pod siedzibą państwowej telewizji miała miejsce akcja protestu i jednocześnie poparcia dla dziennikarzy, którzy na znak protestu również przestali pracować. Tam również pojawiła się Kawalkowa, która podkreśliła, że Białorusini mają prawo do pokojowej formy protestu. Jednocześnie podziękowała tym dziennikarzom państwowych kanałów telewizyjnych, którzy przyłączyli się do protestu.

Po niej pojawiła się jedna z trzech liderek opozycji Maria Koleniskowa.

- Dziękuję za solidarność. Zwracam się do pracowników telewizji. Wiem, jak wam jest strasznie, wiem, że walczycie z tym strachem. Ale uwierzcie - mówić prawdę jest nietrudno, tym bardziej, kiedy wiemy, że jesteśmy większością. Wszyscy, którzy są teraz tutaj - jesteście naszymi bohaterami - mówiła.

Dosyć życia w strachu. "Okazało się, że wyszedłeś i możesz przepaść. 80 ludzi, gdzie oni?!"

Na południe od Mińska znajduje się Soligorsk. Przemysłowe miasto, które powstało w 1958 r. Obecnie mieszka tam ponad 106 tys. mieszkańców. Nie zważając na młody wiek i wielkość, to ważny ośrodek przemysłowy Białorusi. W mieście znajdują się 62 przedsiębiorstwa państwowe i spółki akcyjne. Ale ponad 90 proc. ich produkcji przypada na spółkę Biełaruskalij, która wydobywa sole potasowe i produkuje z nich nawozy.

Nie wiadomo, jak teraz, ale jeszcze kilka lat temu to był drugi płatnik podatków w Białorusi. Produkcja trafia przede wszystkim na eksport. W tym holdingu pracuje ok. 20 tys. osób. I to właśnie część jego kolektywu pracowniczego ogłosiła strajk. Rano zebrało się ponad 2 tys. pracowników, ale o godz. 11 pozostało tylko kilkudziesięciu.

Na placu przed radą miasta stoi scena - pozostała po jakiejś imprezie, a teraz jest wykorzystywana przez uczestników protestu.

- My nie bydło, stado i tchórze. Jesteśmy narodem. My Białorusini! – dobiegają słowa piosenki z głośnika ustawionego na scenie. Obok stoją robotnicy Biełarusjkalij.

Mówią, że po tym, co się stało podczas wyborów i po nich, nie ma już odwrotu. Są gotowi stać do końca, bo nie chcą żyć w państwie, które się z nimi nie liczy. Nie boją się zwolnień, bardziej tego, czy liderzy protestów ich nie zostawią.

Na trybunach siedzi grupka młodych mężczyzn, to również pracownicy Biełaruskalij. Przynieśli biało-czerwono-białą flagę, która chcą zamocować na drążku. Wszyscy są z trzeciej kopalni i przyłączyli się do strajku.

- Wyszliśmy, bo ukradli nasze głosy, prawo wyboru. Całe nasze świadome życie zabierali nam to. Wyszliśmy przeciw obecnemu reżimowi, który na ulicach bije i zabija ludzi za to, że się nim nie zgadzają. Za ludzi, którzy zaginęli bez wieści - ponad 80. Na znak solidarność z bitymi Białorusinami, tymi, którzy ucierpieli - tłumaczą.

 

Mówią, że mają już dosyć życia w strachu, ale nie ukrywają, że wielu innych wciąż się boi. - Praktycznie wszyscy robotnicy naszego przedsiębiorstwa są przeciwko temu reżymowi. Ale część się boi. Straszą ich: utratą wynagrodzenia, sprawami karnymi - tłumaczą górnicy.

Naciska na nich kierownictwo, strasząc, że ludzie, którzy organizowali strajki, poniosą pełną odpowiedzialność za straty poniesione przez przedsiębiorstwa i grozi im odpowiedzialność karna. I oczywiście zamrożenie wypłat wynagrodzeń. To podzieliło pracowników, chociaż początkowo, jak mówią, niemal wszyscy chcieli przyłączyć się do strajku.

- Każdy sam powinien zdecydować, czego chce, jak ma zamiar z tym żyć dalej? Czy nie będzie się wstydził patrzeć ludziom przechodzącym obok [w oczy], czy nie będzie bał się o swoje dzieci wychodzące na spacer? Po 9 sierpnia okazało się, że wyszedłeś [z domu] i możesz przepaść. 80 ludzi, gdzie oni?! Ich nie ma - mówi jeden z górników, odnosząc się do osób, które zaginęły bez wieści podczas protestów.

Chcą żyć spokojnie, ale chcą też, żeby uszanowano ich wybór, szanowano ich prawa obywatelskie i pracownicze.

- Oni po prostu napluli na nas. Tak, my wybraliśmy innego prezydenta. Nie wiemy, czy będzie [Swiatłana Cichanouska] dobra, czy zła. Ale my wybraliśmy kogoś innego i my chcemy spróbować żyć z innym prezydentem. To nasz wybór, to wybór białoruskiego narodu. Według naszej konstytucji władza należy do narodu i chcemy, żeby to było przestrzegane - podkreślają.

Stan psychiczny nie pozwala pracować

O godzinie 18 ludzie zbierają się na placu. Program wiecu zawiera tylko trzy punkty. Najpierw występują liderzy związków zawodowych, w tym weterani, którzy wspominali jeszcze walkę o swoje prawa w 1991 r. Po nich zagrał białoruski zespół rockowy J: Mors. A następnie na scenie pojawili się przedstawiciele komitetu strajkowego. Zapowiedziano, że od jutra będą spotykać się na placu dwa razy dziennie: o 9 i 16. 

- W związku z wydarzeniami, które miały miejsce podczas kampanii wyborczej i w okresie brutalnego użycia siły przeciwko pokojowym protestujących, pracownicy Biełaruskalij znajdują się w stanie psychicznym, który nie pozwala w bezpieczny sposób dla życia i zdrowia wypełniać obowiązków pracowniczych! (oklaski) Robotnicy są zmuszeni niepokoić się o bezpieczeństwo swoich rodzin i bliskich! (oklaski) Zgodnie z Artykułem 41 rozdziału III konstytucji Republiki Białorusi mamy prawo na obronę swoich socjalnych i ekonomicznych interesów, w tym na strajk - słychać ze sceny.

Zebrani na placu przyjmują te słowa z entuzjazmem.

- Postulaty komitetu strajkowego Biełoruskalii. Po pierwsze nieuznanie rezultatów wyborów 9 sierpnia - słyszymy.

- Uhodi, uhodi! Odejdź, odejdź! - krzyczą długo zebrani.

- Po drugie, żądamy pociągnięcia do odpowiedzialności Alaksandra Łukaszenkę oraz Lidziję Jarmoszyn [szefowa Centralnej Komisji Wyborczej] za sfałszowanie rezultatów wyborów!

- Hańba, hańba! - słychać w odpowiedzi

- Trzecie, uwolnić wszystkich więźniów politycznych i uczestników akcji. Uznać wszystkie decyzje i wyroki za bezprawne.

- Wolności, wolności! - odkrzykują protestujący.

- Czwarte, nie dopuścić do zastosowywania środków administracyjnych i dyscyplinarnych i karnych przeciwko osobom biorącym udział w strajku. Piąte, zabezpieczenie praw pracowniczych w czasie strajku. Skasowanie kontraktów pracowniczych i wprowadzenie pracy na etat - słychać ze sceny.

Trudno dzisiaj powiedzieć, jak długo potrwa strajk i czy uda się zrealizować przedstawione postulaty. Nie wiadomo też dokładnie, ile zakładów strajkuje i ilu pracowników danych przedsiębiorstw przyłączyło się do strajków w całej Białorusi. Sytuację utrudnia skomplikowana i długa procedura legalizacji strajków. Powstał specjalny fundusz, z którego ma być wypłacana pomoc tym strajkującym robotnikom, którym wstrzymają wypłatę wynagrodzeń. Tymczasem przedstawiciele komitetów strajkowych są wzywani na przesłuchania.

Piotr Andrusieczko, reporter: W Outriders korespondent z Ukrainy i Europy Wschodniej. Potrafi unikalnie nadać kontekst, pomagający łatwiej przyswoić temat i zrozumieć zagadnienia, o których pisze. Zawodowo od grudnia 2013 r. relacjonuje wydarzenia na Ukrainie. Był na Majdanie, na Krymie i od początku konfliktu – na wschodzie Ukrainy. W konkursie Grand Press został wybrany Dziennikarzem Roku 2014.

Więcej o: