Białoruś. Pracownicy telewizji państwowej rozpoczęli strajk. Puste studio TV Białorus 1

W poniedziałek rano pracownicy białoruskiej telewizji publicznej rozpoczęli strajk, informują białoruskie niezależne media. Wcześniej dziennikarze deklarowali, że podejmą go w momencie, gdy uznają, że nie są w stanie rzetelnie wywiązywać się ze swoich obowiązków.

Jak podaje Press.pl w sobotę 15 sierpnia 30 pracowników telewizji spotkało się z rzeczniczką prezydenta Natalią Ejsmant oraz przewodniczącą wyższej izby parlamentu Natalią Kaczanową. Powodem były informacje na temat planowanego protestu pracowników telewizji publicznej. Wysłanniczki Alaksandra Łukaszenki zapewniły, że przekażą prezydentowi kraju postulaty dziennikarzy.

W poniedziałek rozpoczął się strajk dziennikarzy białoruskiej telewizji publicznej

Jako pierwsi zamiar strajku ogłosili operatorzy kamer. Do nich dołączają także dziennikarze, którzy coraz liczniej składają wypowiedzenia z pracy. "Zniknął obrazek na TV Białorus 1 później włączono archiwalny program. Czyli jednak strajk" - napisał na Twitterze Andrzej Poczobut.

W apelu do władz kraju pracownicy publicznej telewizji domagają się przeprowadzenia nowych wyborów, zaprzestania przemocy wobec ludności cywilnej, uwolnienia więźniów politycznych oraz zniesienia cenzury w mediach państwowych. 

Jak podaje PAP, podczas spotkania dziennikarzy z przedstawicielkami prezydenta i parlamentu, przed siedzibą telewizji na chwilę pojawiła się współpracowniczka Cichanouskiej, Maryja Kalesnikawa. Później spotkanie komentowali także biorący w nich udział dziennikarze. - One nie chcą nic zrozumieć i naprawdę wierzą w te brednie o spisku wrogich sił. Ta rozmowa nie ma sensu. One nas w ogóle nie słyszą - mówili z pracownicy mediów publicznych bezpośrednio po zakończeniu rozmów.

Zobacz wideo Brutalne starcia białoruskiej policji z protestującymi. Trwają strajki mieszkańców po sfałszowanych wyborach prezydenckich

Rozmowa pracowników z wysłanniczkami Łukaszenki miała miejsce w sobotę, gdzie przed budynkiem państwowej telewizji w Mińsku trwał protest. Na demonstrację przyszło blisko tysiąc osób. Manifestujący zarzucali telewizji, że nieuczciwie relacjonuje wydarzenia na Białorusi, nie pokazuje, w jakich warunkach są przetrzymywane osoby zatrzymane podczas protestów wyborczych. Nie ma też nagrań czy zdjęć pokazujących brutalność funkcjonariuszy jednostek specjalnych OMON. Zamiast tego państwowa telewizja pokazuje demonstracje jako działania inspirowane "wrogimi siłami zewnętrznymi".

Więcej o: