Lokalne służby ratunkowe otrzymały zgłoszenie o wypadku we wtorkowy wieczór od jednej z osób, które były na jachcie. Była nią kobieta, która wyznała, że oprócz niej płynęło jeszcze sześć innych osób - podaje RMF FM.
Do akcji ratunkowej wysłano statek "Anneliese Kramer" oraz łódź "Mathias". Z pomocą ruszyła także hamburska policja wodna, która dotarła do miejsca zdarzenia statkiem.
"Sharki", jak nazywał się jacht polskiej ekipy, został dostrzeżony przez kapitana belgijskiego frachtowca. Kiedy zobaczył, że jacht tonie, zgłosił się do ratowników, informując o przebiegu sytuacji i lokalizacji. Żeglarze ewakuowali się z niego na szalupie ratunkowej.
Czterech mężczyzn i trzy kobiety ostatecznie otrzymali pomoc około godziny 23:30. Ratownicy przekazali im gorącą herbatę i ciepłe ubrania. Poza szokiem i drobnymi skaleczeniami nikomu nic się nie stało.
Żeglarze następnie relacjonowali, że ich jacht "Sharki" najpewniej zderzył się z boją w odległości około dziewięciu kilometrów na zachód od Cuxhaven. Wypłynęli oni w morze w okolicach Kanału Kilońskiego, zaś docelowo mieli płynąć na wyspę Helgoland.