Na Białorusi od dwóch dni odbywają się demonstracje ludzi, którzy nie zgadzają się z wygraną w wyborach prezydenckich Alaksandra Łukaszenki. Zatrzymano ok. 5 tys. osób, z czego 2 tys. w poniedziałek. Białoruskie MSW poinformowało, że najbardziej masowe akcje protestu miały miejsce w Mińsku, Brześciu Mohylewie i Nowopołocku.
We wtorek wieczorem na Białorusi mają odbyć się kolejne w co najmniej kilkunastu miastach protesty, m.in. Brześciu, Witebski i Mińsku. Jak mówił Paweł Mażejka, korespondent telewizji Biełsat, w Grodnie siły specjalne już po południu obstawiły centrum miasta i inne jego części.
"Centrum Grodna zablokowane. Milicja postawiła radiowozy na ulicach prowadzących do centrum. Powstały korki. Kierowcy trąbią" - pisał na Twitterze po godz. 18 dziennikarz Andrzej Poczobut.
Telewizja Biełsat podała także, że do centrum stolicy przywieziono buldożer wojskowy, mogący służyć do usuwania barykad. Do miasta przyjechało również kilkadziesiąt wojskowych ciężarówek. "Ściągają wojsko. Dużo wojska" - informował Poczobut.
Sprzętu trudno było nie zauważyć.
Komisja Europejska zapowiedziała, że przyjrzy się bliżej relacjom dwustronnym z Białorusią po niedzielnych wyborach prezydenckich. Nie określono, czy zostaną przywrócone sankcje gospodarcze w związku z trwającymi tam zamieszkami i podejrzeniem sfałszowania wyborów.
Komisja Europejska określiła pacyfikację demonstracji na Białorusi jako "nieakceptowalną przemoc" i wezwała do uwolnienia więźniów politycznych. Zdaniem obserwatorów z ramienia Komisji Europejskiej, istnieją poważne wątpliwości co do prawidłowego przebiegu wyborów.
Przedstawiciel Komisji Europejskiej dodał na konferencji prasowej, że trwają prace nad wspólną deklaracją 27 krajów członkowskich w sprawie sytuacji na Białorusi. Nie podał jednak terminu ogłoszenia takiej deklaracji.