Łukaszenka zabrał głos. Już grozi protestującym. "Otrzymują dyspozycje z zagranicy". Wymienił Polskę

Alaksandr Łukaszenka zabrał głos pierwszy raz po krwawych zamieszkach na Białorusi. - Otrzymują dyspozycje z zagranicy - powiedział o demonstrantach, strasząc jednocześnie, że jeśli będzie taka potrzeba, do wobec osób protestujących użyje "adekwatnej siły". Wśród krajów, które miały podburzać protesty na Białorusi, wymienił Polskę.

W poniedziałek przed południem państwowa agencja Biełta podała, że Alaksandr Łukaszenka wcale nie opuścił kraju i realizuje normalny harmonogram dnia i odwiedza z wizytą gospodarską jeden z PGR-ów w obwodzie mińskim. Jak podano, prezydent Białorusi zapoznaje się tam "z realizacją projektu inwestycyjnego dotyczącego nowoczesnej produkcji rolnej" w BNBK, czyli w Białoruskiej Narodowej Biotechnologicznej Korporacji. Według wcześniejszych informacji Łukaszenka miał wylecieć z Mińska i udać się do Turcji. Media - m.in. portal Lenta.ru - powoływały się na serwis śledzący ruch samolotów, według którego samolot o numerze bocznym EW-301PJ z Łukaszenką na pokładzie miał wylądować w Turcji o godzinie 18:53 czasu lokalnego.

Według państwowej białoruskiej agencji Łukaszenka miał najpierw skomentować wyniki wyborów słowami: "Polityka powinna być jedna, ludzie".  Strona agencji Biełta od dłuższego czasu nie jest dostępna, być może ma to związek z odcięciem internetu.

Zobacz wideo Białoruś. Brutalne starcia manifestantów z policją po ogłoszeniu zwycięstwa Łukaszenki

Łukaszenka zabrał głos po wyborach. "Polityka powinna być jedna, ludzie"

Z relacji Informacyjnej Agencji Radiowej wynika z kolei, że prezydent Białorusi miał powiedzieć, iż reakcja na "nielegalne działania demonstrantów po wyborach" będzie - jak się wyraził - "adekwatna". Podczas spotkania z Siergiejem Lebiediewem, szefem misji obserwacyjnej z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw, dodał, że nie pozwoli, aby doszło do "rozerwania" kraju. 

- Otrzymują dyspozycje z zagranicy - powiedział o protestujących. IAR podaje, że w tym kontekście wspomniał m.in. o Czechach, Polsce i Ukrainie. Jego zdaniem mocodawcy z tych krajów podburzają demonstrantów, by ci domagali się pokojowego przekazania władzy, podczas gdy - jak podkreślał białoruski prezydent - "dobrowolnie głos oddało na niego ponad 80 procent obywateli".

Zarejestrowaliśmy telefony z zagranicy. Telefony były z Polski, Wielkiej Brytanii i Czech... Sterowano naszymi, proszę wybaczyć, owcami. One nie rozumieją, co robią, i nimi zaczynają sterować

- mówił Łukaszenka.

Łukaszenka ostrzegł też rodziców, by sprawdzali, czy ich dzieci nie udają się na protesty. - Żeby później nie bolało, żeby nie narzekali - straszył. Dodał też, że około 25 milicjantów zostało rannych w wyniku starć z protestującymi. Jego zdaniem inicjatorzy akcji protestu chcieli "zaognić sytuację w Mińsku", ale im się nie udało.

Być może gdzieś popełniliśmy błędy, ale przyznam, że nadal nie wiem, czego oni [demonstranci - red.] chcą

- powiedział Łukaszenka.

Chaos informacyjny na Białorusi. Nie działa internet

Po nocnych zamieszkach wciąż nie jest znany bilans rannych i ofiar śmiertelnych. Wiadomo, że zatrzymanych zostało wiele osób, a co najmniej jedna osoba zginęła. Na Białorusi zablokowano internet, więc do mieszkańców nie docierają żadne informacje. Jak relacjonują zagraniczni korespondenci, mimo to już teraz mieszkańcy próbują się mobilizować telefonicznie na kolejne protesty.

Czytaj więcej: Białoruś. Mieszkańcy całkiem odcięci od internetu. "Nie u wszystkich działają telefony, chaos"

Więcej o: