Do stłumienia protestów milicja użyła armatek wodnych, gazu łzawiącego i granatów ogłuszających. Mieszkańcy budowali barykady z kontenerów na śmieci. Michaś Jańczuk powiedział, że w dzień spodziewa się kolejnej fali protestów.
- Miasto się cofnęło, ale miasto się nie poddało. Jutro będzie nowy dzień, i o ile nie będzie ogłoszony na Białorusi stan wyjątkowy, czy coś podobnego w Mińsku, to myślę, że te protesty będą kontynuowane - powiedział rozmówca TVP Info. - Wyciekają coraz to nowe protokoły z komisji wyborczych, które dokumentalnie świadczą o tym, że Łukaszenka przegrał z Ciachanouską stosunkiem mniej więcej 1 do 5 w głosów - dodał Michaś Jańczuk.
Według agencji Reutera, podczas nocnych protestów zatrzymano 1300 osób. W mediach społecznościowych pojawiają się zdjęcia zakrwawionych uczestników starć. W Mińsku milicyjna furgonetka wjechała w tłum ludzi. Władze twierdzą, że nie było żadnych doniesień o jakichkolwiek obrażeniach, odniesionych w trakcie protestów. Wcześniej białoruska milicja oświadczyła, że "kontroluje sytuację".
Rozruchy zaczęły się po ogłoszeniu zamówionego przez państwową telewizję Mir wyników badania exit poll. Według działaczy opozycji nieoficjalne wyniki wyborów zostały sfałszowane. Według sondażu prezydent Aleksander Łukaszenka zdobył 79,7 procent głosów, a kandydatka opozycji Swiatłana Cichanouska 6,8 procent.