W tegorocznych wyborach prezydenckich na Białorusi startowało pięcioro kandydatów. Realną przeciwniczką ubiegającego się o reelekcję Alaksandra Łukaszenki była Swiatłana Cichanouska. Jednak, zgodnie z przewidywaniami ekspertów, po raz kolejny zwyciężył prezydent Łukaszenka.
Czytaj także: Białoruś. Zakończyły się wybory prezydenckie. Wyniki rządowego sondażu? Prawie 80 proc. dla Łukaszenki
Kolejki do lokali wyborczych w Mińsku Fot. Sergei Grits / AP Photo
Od samego początku było jasne, że te wybory nie są uczciwe i władza narysuje dowolny rezultat. Narysowała dokładnie taki, jaki Łukaszenka uzyskiwał w czterech poprzednich reelekcjach, bo to już jest piąta reelekcja, czyli około 80 proc. To, co było charakterystyczne dla tej kampanii wyborczej to wyraźne przebudzenie obywatelskie Białorusinów, którzy mają dosyć rządów Łukaszenki. Wiadomo, że Łukaszenka dysponuje narzędziami administracyjnymi do fałszowania wyborów i utrzymania władzy, jest spójność nomenklatury, ma pełną kontrolę nad sektorem siłowym
- powiedział w rozmowie z Gazeta.pl dr Adam Eberhardt. Ekspert podkreślił, że "źródłem jego legitymacji politycznej nie jest już dzisiaj poparcie społeczne, co było przez wiele lat, ale kontrola nad aparatem państwa".
To, co oglądaliśmy w ostatnich tygodniach to tłumy ludzi na legalnych manifestacjach politycznych, ale one niekoniecznie muszą przekładać się na protesty powyborcze, które są nielegalne, które grożą represjami siłowymi ze strony władzy, więc myślę, że skala tych protestów będzie znacznie mniejsza. Zresztą to, co było siłą tej kampanii, czyli osoba Swiatłany Cichanouskiej, która przez swoją apolityczność, tremę, poprzez to, że nie jest zawodowym politykiem, gromadziła wokół siebie ludzi. Teraz jednak, w sytuacji ewentualnej konfrontacji powyborczej, to jest pewna słabość. Białoruska opozycja nie dysponuje liderami, którzy są rozpoznawali, silni, którzy mogliby kierować protestami powyborczymi
- stwierdził dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia i dodał, że "władze, które stłumiły siłowo wybory 2010 roku, teraz się wyraźnie dużo lepiej przygotowały".
Poprzez odłączanie internetu, rozdzielenie różnych kwartałów części miasta, niedopuszczanie ludzi do większych zbiorowisk, poprzez to, że kampania Łukaszenki to było straszenie przed Majdanem i grożenie represjami wobec ewentualnych protestujących
- dodał dr Adam Eberhardt.
Kolejki do lokali wyborczych w Mińsku Fot. Sergei Grits / AP Photo