Obserwator z Białoruskiego Komitetu Helsińskiego Ihar Stankiewicz powiedział Polskiemu Radiu, że trudno było śledzić przebieg przedterminowego głosowania, gdyż niezależni obserwatorzy często nie byli dopuszczani do lokali wyborczych. - Wielu obserwatorów usuwano ze szkół, w których znajdują się lokale wyborcze. Byli zmuszeni do liczenia frekwencji, będąc poza lokalami wyborczymi. Wpuszczani byli tylko obserwatorzy z partii i organizacji wspierających prezydenta Łukaszenkę. Były przypadki aresztowań niezależnych obserwatorów, którzy nie chcieli wyjść z lokalu wyborczego - powiedział Stankiewicz.
Szefowa białoruskiej Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna wyjaśnia, że ograniczenia liczby obserwatorów w lokalach wyborczych wprowadzono ze względu na sytuację epidemiczną. "Ograniczono liczbę obserwatorów krajowych do trzech w lokalu wyborczym w trakcie przedterminowego głosowania i do pięciu w dniu właściwych wyborów"- mówiła szefowa CKW.
Eksperci prognozują, że frekwencja w wyborach prezydenckich na Białorusi będzie wysoka.
Może to potwierdzać ogromna kolejka wyborców, którzy ustawili się przed ambasadą Białorusi w Warszawie. Jak informuje Biełsat, rano kolejka liczyła tysiąc osób. Głosowanie w ambasadzie znajdującej się w stolicy Polski rozpoczęło się o godzinie 8, tymczasem pierwsze osoby ustawiły się w kolejce już o godzinie 2 w nocy.
Kolejka ma być spowodowana tym, że w ambasadzie działa tylko jedna kabina do głosowania - podaje Biełsat. Zdaniem dziennikarzy stacji, w ambasadzie w Warszawie może zagłosować 5 tys. osób.
Obok ambasady stoi namiot, w którym obywatele Białorusi mogą podawać swoje dane i wypełnić ankietę, dzięki czemu będzie można przeprowadzić alternatywne policzenie głosów. Za akcję odpowiada inicjatywa "Uczciwe Wybory".