W wyniku rozpadu Związku Radzieckiego w 1991 roku Białoruś ogłosiła deklarację niepodległości. Trzy lata później system polityczny kraju przerodził się w republikę prezydencką i rozpisano pierwsze wybory. Najpoważniejszym kandydatem do objęcia urzędu prezydenta Białorusi wydawał się ówczesny premier tego kraju Wiaczasłau Kiebicz. Na drodze do zwycięstwa stanął mu jednak 39-letni parlamentarzysta Aleksander Łukaszenka.
Polityk był rozpoznawalny, bo zasłynął jako przewodniczący tzw. Komisji do Walki z Korupcją. W grudniu 1993 roku zaprezentował w Radzie Najwyższej raport na temat korupcji w ponad trzygodzinnym wystąpieniu transmitowanym przez media. Podczas swojej przemowy formułował oskarżenia pod adresem wielu przedstawicieli władzy, jednak jego głównym celem był Kiebicz. Łukaszenka zaprezentował się społeczeństwu jako nieprzejednany przeciwnik korupcji, a na jego największego politycznego konkurenta padł cień podejrzeń.
Alaksandr Łukaszenka wystartował w wyborach prezydenckich w 1994 roku jako kandydat niezależny. Opowiadał się za unią z Rosją i zdecydowaną walką z łapownictwem. Zapowiadał także pociągnięcie do odpowiedzialności urzędników, którzy dopuścili się korupcji i sprzeciwiał się prywatyzacji. Zarówno Łukaszenka, jak i Kiebicz byli związani z komunistami, chcieli integracji Białorusi z Rosją i nie mieli precyzyjnego programu politycznego. Aby odróżnić się od głównego kontrkandydata, Łukaszenka kreował się na młodego, rzutkiego polityka, który w przeciwieństwie do doktora nauk ekonomicznych Kiebicza wywodzi się z ludu i nie jest reprezentantem skompromitowanych elit politycznych.
W kampanii wyborczej Łukaszenki pojawił się także wątek dramatyczny. Kilka dni przed I turą wyborów, 17 czerwca 1994 roku, media obiegła informacja, że jego samochód został ostrzelany. W rozmowie z dziennikarzami kandydat na prezydenta stwierdził, że prawdopodobnie miało go to zastraszyć i zniechęcić do udziału w wyborach. Późniejsze śledztwo wykazało, że zamach został najprawdopodobniej zainscenizowany, a kula wystrzelona z wnętrza pojazdu. Do tej pory nie udowodniono także, że Wiaczesłau Kiebicz dopuścił się zarzucanych mu przez Łukaszenkę czynów. Kampania tego drugiego przyniosła jednak oczekiwany skutek. Polityk przekonał do siebie przede wszystkim mieszkańców wsi i małych miejscowości, osoby niewykształcone, zmagające się z problemami materialnymi i tęskniące za świetnością Związku Radzieckiego. Wygrał z Kiebiczem w II turze, zdobywając 80 proc. głosów.
Niemal od początku przejęcia władzy Łukaszenka umacniał swoją pozycję w państwie. W 1996 roku, a więc dwa lata po objęciu urzędu prezydenta, przeprowadzono na Białorusi referendum, którego wyniki eksperci uznają za sfałszowane. Rezultatem tego głosowania była jednak zmiana konstytucji, która doprowadziła do rozwiązania Rady Najwyższej i zastąpienia jej dwuizbowym parlamentem. W tym samym roku bezprawnie przedłużono kadencję Łukaszenki do 2001 roku. Trzy lata później na Białorusi odbyło się kolejne referendum, po którym zlikwidowano limit kadencji prezydenckich. Dzięki temu urzędujący prezydent może się starać o kolejne reelekcje bez żadnych ograniczeń. Wyniki tego referendum również zostały uznane za sfałszowane
"Aleksander Łukaszenka skoncentrował w swoich rękach podstawowe pełnomocnictwa władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej. Formalnie, zgodnie z konstytucją, prezydent jest jedynie głową państwa. W rzeczywistości jednak uzurpuje on pozycję zarządcy kraju. Głowa państwa ingeruje we wszystko, nawet w kwestie drugoplanowe lub należące do zadań rządu. Łukaszenka decyduje również o wszystkich problemach kadrowych. Członkowie rządu odgrywają natomiast rolę chłopców do bicia, na których spada odpowiedzialność za wszystkie niepowodzenia w polityce zagranicznej i wewnętrznej" - pisze Olga Wasiuta w pracy "Prezydent Białorusi A. Łukaszenka – «ostatni dyktator Europy»?"
Łukaszenka wygrał już pięć wyborów prezydenckich z rzędu. Według oficjalnych wyników w 2001 roku otrzymał 75,65 proc. głosów, w 2006 roku poparło go 82,6 proc. wyborców, w 2010 zdobył 79,67 proc. głosów, z kolei jego wynik z 2015 roku to 84,09 proc. Społeczność międzynarodowa uznawała kolejne wybory na Białorusi za niedemokratyczne, a wyniki za sfałszowane.
Kolejne wygrane Łukaszenki i wprowadzane przez niego zmiany w konstytucji spotykały się z gwałtowną odpowiedzią białoruskiego społeczeństwa, jednak wszelkie demonstracje były brutalnie tłumione. Do jednego z najbardziej krwawych starć policji z protestującymi doszło po wyborach w 2010 roku. Po zakończeniu głosowania na Plac Październikowy w Mińsku wyszło od 20 do 40 tys. Białorusinów. Jedną z osób, która została dotkliwie pobita, był kontrkandydat Łukaszenki Uładzimir Niaklajeu, który stracił przytomność i został przewieziony do szpitala. W trakcie pacyfikacji demonstracji opozycji doszło do pobicia trzech innych kandydatów na prezydenta - Ryhora Kastusiaua, Witala Rymaszeuskiego i Andrieja Sannikaua. Oni także potrzebowali pomocy medycznej. Kilka godzin później wszyscy hospitalizowani kandydaci zostali aresztowani. Niaklajeu, który nie był w stanie samodzielnie się poruszać, został wyniesiony na prześcieradle. Do rana w areszcie znalazło się siedmiu z dziewięciu kontrkandydatów Aleksandra Łukaszenki.
Białorusini protestowali przeciwko reżimowi także w 2011 roku. Organizowali milczące protesty, mobilizując się za pośrednictwem mediów społecznościowych. O wyznaczonej godzinie zbierali się na ulicach i placach bez żadnych transparentów. Nie wznosili okrzyków, a jedynie klaskali. Tego rodzaju demonstracje również były tłumione, a ich uczestnicy aresztowani. Aleksander Łukaszenka zasłużył sobie tym samym na tzw. Antynobla. Pokojowa nagroda została mu przyznana za to, że zakazał klaskania w miejscach publicznych. Podzielił się nią z białoruską policją, której udało się aresztować klaszczącego mężczyznę, który miał tylko jedną rękę.
Rządzący od ponad ćwierćwiecza prezydent Białorusi utrzymuje się przy władzy m.in. dzięki przemocy i wzbudzaniu strachu. Osoby, które sprzeciwiają się jego polityce, np. protestując lub kandydując w wyborach prezydenckich, czeka szereg konsekwencji.
"Represje są zróżnicowane: od kar więzienia, częstych aresztowań, zwolnień z pracy bądź uczelni, po inne sposoby codziennego zastraszania. Stosowanie podobnych metod ma ostrzegać społeczeństwo przed zaangażowaniem i poparciem dla opozycji. Władze nie zdecydowały się jednak na całkowite zniszczenie opozycji instytucjonalnej. Jej istnienie ma stwarzać wrażenie pluralizmu politycznego na Białorusi, potwierdzającego demokratyczny i nowoczesny charakter państwa. Legalna, podlegająca regulacjom prawnym opozycja kanalizuje też część niezadowolenia społecznego, dzięki czemu łatwiej jest je kontrolować przez aparat bezpieczeństwa. Jednak w sytuacji poczucia zagrożenia reżim Łukaszenki nie waha się użyć przemocy bezpośredniej wobec członków opozycji" - komentuje Tomasz Bakunowicz w pracy "Gra według reguł Łukaszenki: opozycja polityczna na Białorusi".
Niektórzy badacze uważają, że sposób, w jaki prezydent Białorusi zarządza krajem, ma związek z jego traumami z dzieciństwa i zaburzeniami osobowości. Łukaszenka wychowywał się w trudnych warunkach i ze stygmatem nieślubnego dziecka. Z tego powodu miał być szykanowany w szkole, co miało wpłynąć na jego późniejszy styl rządzenia. W 2001 roku lekarz psychiatrii Dmitrij Szczygielski opublikował artykuł, w którym ogłosił, że prezydent Białorusi ma zaburzenia osobowości, które określił mianem "psychopatii mozaikowej". Stwierdził, że u Łukaszenki można zaobserwować m.in. trwałe przekonanie o swojej niezwykłej roli dziejowej, wysoki poziom agresji, dużą zdolność do manipulacji i postrzeganie otoczenia jako wrogiego. Po opublikowaniu tej pracy Szczygielski musiał wyjechać z kraju. Uzyskał azyl w Stanach Zjednoczonych.
Organizacje pozarządowe z całego świata od lat informują o przypadkach łamania praw człowieka na Białorusi. Polska Fundacja Wolność i Demokracja wydała w 2007 roku raport, w którym przypomina, że to w czasach reżimu Aleksandra Łukaszenki w niewyjaśnionych okolicznościach zginęli czołowi opozycjoniści: Jurij Zacharanka, Wiktar Hanczar i Anatol Krasowski oraz dziennikarz Dzmitryj Zawadski. Amnesty International przypomina z kolei co roku, że Białoruś jest jedynym krajem w Europie, w którym wciąż wykonuje się wyroki śmierci.
Represje wobec białoruskich opozycjonistów i brutalne tłumienie protestów obserwowaliśmy również w tym roku. Kamil Kłysiński z Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie uważa, że na Białorusi da się zauważyć erozję autorytetu władzy wśród obywateli. Blokowanie reform gospodarczych i recesja sprawiają, że poziom życia Białorusinów spada. Część z nich jest także rozczarowana lekceważącym stosunkiem władzy do pandemii koronawirusa. Instytut Socjologii Narodowej Akademii Nauk Białorusi przeprowadził w kwietniu tego roku sondaż, z którego wynika, że Aleksandrowi Łukaszence ufa tylko 33 proc. obywateli tego kraju.
- Bez przelewu krwi nie da się odsunąć Aleksandra Łukaszenki od władzy. Tę prawdę potwierdza historia. Tego rodzaju reżimy się nie poddają. Łukaszenka sam zresztą powiedział, że nie odda władzy - powiedział "Gazecie Wyborczej" białoruski politolog Artiom Szrajbman, kreśląc wizję przyszłości naszego wschodniego sąsiada.