Wybuch w Bejrucie. Pielęgniarka uratowała troje noworodków. "Wyglądała tak, jakby posiadła ukrytą siłę"

Liczba zabitych w wyniku wybuchu w Bejrucie wzrosła do 145, rannych jest ponad 5 tysięcy osób. Siła eksplozji była tak wielka, że uszkodziła połowę budynków w mieście, w tym szpital. Media obiegło zdjęcie pielęgniarki, która kilka chwil po wybuchu tuliła troje noworodków.
Zobacz wideo Bejrut. Tak wyglądają zniszczenia po wybuchu saletry w porcie

Autorem zdjęcia jest fotograf Bilal Jawich, który po wybuchu w Bejrucie pojechał do szpitala Al Roum. Tam zastał młodą pielęgniarkę, która tuli troje noworodków. - Byłem zdumiony, kiedy ją zobaczyłem - powiedział w rozmowie z CNN Jawich. Dodał, że spokój kobiety kontrastował z pełnym chaosu otoczeniem.

- Wyglądała tak, jakby posiadła ukrytą siłę, która dawała jej samokontrolę i zdolność do uratowania tych dzieci - opisał Jawich. Kobieta przekazała mu, że w momencie wybuchu była na oddziale macierzyńskim, gdzie w wyniku fali uderzeniowej straciła przytomność. Dodała, że gdy się ocknęła, "zauważyła, że trzyma na rękach troje noworodków", które udało jej się ocalić. Dzieci wraz z matkami zostały przetransportowane do innych szpitali.

W tym samym szpitalu w wyniku eksplozji zmarło 12 pacjentów, dwie osoby odwiedzające bliskich, a także cztery pielęgniarki. Dwie kolejne osoby są w stanie krytycznym. Lokalne władze przekazały, że uszkodzeniu uległo 80 proc. szpitala oraz 50 proc. jego wyposażenia.

Wybuch w Bejrucie. Liczba zabitych wzrosła do 145, a rannych jest ponad 5 tysięcy

Mieszkańcy Bejrutu opłakują zabitych we wtorkowej eksplozji chemikaliów w porcie. W libańskiej stolicy rozpoczęły się pogrzeby pierwszych ofiar, w tym strażaków, którzy zginęli, gdy próbowali opanować początkowy pożar. Liczba zabitych wzrosła do 145, a rannych jest ponad 5 tysięcy.

Media podają coraz więcej informacji o tym, dlaczego doszło do wybuchu. Wiele wskazuje, że jedną z przyczyn tragedii były wieloletnie zaniedbania władz portu oraz polityków. Do pożaru i późniejszej eksplozji doszło w momencie, gdy spawacze prowadzili prace w magazynie numer 12. Składowano tam prawie 3 tysiące ton niezabezpieczonych w żaden sposób azotanów.

Z ustaleń miejscowych mediów wynika, że ładunek trafił do bejruckiego portu przypadkiem. Sześć lat temu znajdował się na pokładzie statku, płynącego do Mozambiku. Maszyna miała jednak awarię i zawinęła do portu w Bejrucie. Usterka była na tyle poważna, że libańskie służby nie pozwoliły okrętowi wyruszyć w dalszą drogę.

Azotany zostały wyładowane do magazynu, a marynarze uciekli. Właściciel statku nie zainteresował się losem maszyny. W samym Bejrucie ostrzegano, że ładunek w porcie to “tykająca bomba”, ale nikt nie doprowadził do jego usunięcia. Azotany przeleżały w porcie sześć lat, aż wyleciały w powietrze, powodując największe od dekad zniszczenia w Bejrucie.

Do Bejrutu w czwartek przyleciał francuski prezydent Emmanuel Macron. Polityk mówił, że w Libanie potrzeba gruntownych reform, by postawić kraj na nogi. Sami Libańczycy masowo domagają się rozliczeń całej klasy politycznej za korupcję, zaniedbania, a teraz za najnowszą tragedię.

***

W Gazeta.pl wielokrotnie podkreślaliśmy, jak ważne są dla nas kwestie społeczne, a w swojej deklaracji programowej podkreślaliśmy chęć bycia medium zaangażowanym i zawsze stojącym po stronie słabszych i potrzebujących. Musimy i chcemy pomóc Bejrutowi i zrobimy co w naszej mocy, żeby to zrobić. Dlatego dołączamy się do zbiórki Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, renomowanej organizacji od lat koordynującej pomoc dla Iraku, Syrii czy Ugandy. Dołącz do naszej zbiórki!

Czytaj też: Pomóżmy wspólnie Bejrutowi. Dołącz do zbiórki Gazeta.pl dla Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej

Więcej o: