Autorem zdjęcia jest fotograf Bilal Jawich, który po wybuchu w Bejrucie pojechał do szpitala Al Roum. Tam zastał młodą pielęgniarkę, która tuli troje noworodków. - Byłem zdumiony, kiedy ją zobaczyłem - powiedział w rozmowie z CNN Jawich. Dodał, że spokój kobiety kontrastował z pełnym chaosu otoczeniem.
- Wyglądała tak, jakby posiadła ukrytą siłę, która dawała jej samokontrolę i zdolność do uratowania tych dzieci - opisał Jawich. Kobieta przekazała mu, że w momencie wybuchu była na oddziale macierzyńskim, gdzie w wyniku fali uderzeniowej straciła przytomność. Dodała, że gdy się ocknęła, "zauważyła, że trzyma na rękach troje noworodków", które udało jej się ocalić. Dzieci wraz z matkami zostały przetransportowane do innych szpitali.
W tym samym szpitalu w wyniku eksplozji zmarło 12 pacjentów, dwie osoby odwiedzające bliskich, a także cztery pielęgniarki. Dwie kolejne osoby są w stanie krytycznym. Lokalne władze przekazały, że uszkodzeniu uległo 80 proc. szpitala oraz 50 proc. jego wyposażenia.
Mieszkańcy Bejrutu opłakują zabitych we wtorkowej eksplozji chemikaliów w porcie. W libańskiej stolicy rozpoczęły się pogrzeby pierwszych ofiar, w tym strażaków, którzy zginęli, gdy próbowali opanować początkowy pożar. Liczba zabitych wzrosła do 145, a rannych jest ponad 5 tysięcy.
Media podają coraz więcej informacji o tym, dlaczego doszło do wybuchu. Wiele wskazuje, że jedną z przyczyn tragedii były wieloletnie zaniedbania władz portu oraz polityków. Do pożaru i późniejszej eksplozji doszło w momencie, gdy spawacze prowadzili prace w magazynie numer 12. Składowano tam prawie 3 tysiące ton niezabezpieczonych w żaden sposób azotanów.
Z ustaleń miejscowych mediów wynika, że ładunek trafił do bejruckiego portu przypadkiem. Sześć lat temu znajdował się na pokładzie statku, płynącego do Mozambiku. Maszyna miała jednak awarię i zawinęła do portu w Bejrucie. Usterka była na tyle poważna, że libańskie służby nie pozwoliły okrętowi wyruszyć w dalszą drogę.
Azotany zostały wyładowane do magazynu, a marynarze uciekli. Właściciel statku nie zainteresował się losem maszyny. W samym Bejrucie ostrzegano, że ładunek w porcie to “tykająca bomba”, ale nikt nie doprowadził do jego usunięcia. Azotany przeleżały w porcie sześć lat, aż wyleciały w powietrze, powodując największe od dekad zniszczenia w Bejrucie.
Do Bejrutu w czwartek przyleciał francuski prezydent Emmanuel Macron. Polityk mówił, że w Libanie potrzeba gruntownych reform, by postawić kraj na nogi. Sami Libańczycy masowo domagają się rozliczeń całej klasy politycznej za korupcję, zaniedbania, a teraz za najnowszą tragedię.
***
W Gazeta.pl wielokrotnie podkreślaliśmy, jak ważne są dla nas kwestie społeczne, a w swojej deklaracji programowej podkreślaliśmy chęć bycia medium zaangażowanym i zawsze stojącym po stronie słabszych i potrzebujących. Musimy i chcemy pomóc Bejrutowi i zrobimy co w naszej mocy, żeby to zrobić. Dlatego dołączamy się do zbiórki Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, renomowanej organizacji od lat koordynującej pomoc dla Iraku, Syrii czy Ugandy. Dołącz do naszej zbiórki!