Mieszkańcy Bejrutu opłakują zabitych we wtorkowej eksplozji chemikaliów w porcie. W libańskiej stolicy rozpoczęły się pogrzeby pierwszych ofiar, w tym strażaków, którzy zginęli, gdy próbowali opanować początkowy pożar. Liczba zabitych wzrosła do 145, a rannych jest ponad 5 tysięcy.
Media podają coraz więcej informacji o tym, dlaczego doszło do wybuchu. Wiele wskazuje, że jedną z przyczyn tragedii były wieloletnie zaniedbania władz portu oraz polityków. Do pożaru i późniejszej eksplozji doszło w momencie, gdy spawacze prowadzili prace w magazynie numer 12. Składowano tam prawie 3 tysiące ton niezabezpieczonych w żaden sposób azotanów.
Z ustaleń miejscowych mediów wynika, że ładunek trafił do bejruckiego portu przypadkiem. Sześć lat temu znajdował się na pokładzie statku płynącego z Gruzji do Mozambiku. Według doniesień maszyna miała jednak awarię i zawinęła do portu w Bejrucie, a usterka była na tyle poważna, że libańskie służby nie pozwoliły okrętowi wyruszyć w dalszą drogę. Inną wersję przedstawił kapitan statku w rozmowie z Radiem Wolna Europa, gdzie stwierdził, że statek nie miał usterki, lecz został zaaresztowany przez władze portowe z powodu nieuiszczenia opłat przez właściciela.
Właściciel statku - rosyjski biznesmen Igor Greczuszkin - w międzyczasie ogłosił bankructwo i później nie zainteresował się losem maszyny. "The Guardian" cytuje wywiad sprzed kilku lat z kapitanem statku, w którym ten zarzucał Greczuszkinowi "porzucenie" załogi, która miała zostać "wzięta na zakładników" przez władze portu. W rozmowie kapitan powiedział, że ładunkiem są azotany i załoga "od 10 miesięcy żyje na beczce prochu". Składająca się w większości z obywateli Ukrainy załoga została wypuszczona po niespełna roku. Azotany - wykorzystywane jako nawóz, ale też składnik materiałów wybuchowych - zostały wyładowane do magazynu.
"The Telegraph" opisuje, że "pozostawiło to władze z porażającym problemem, który - zdaje się - postanowiły rozwiązać, trzymając kciuki i licząc, że wszystko będzie dobrze".
Cytowany przez brytyjski dziennik ekspert ds. materiałów wybuchowych zwrócił uwagę, że azotany z czasem ulegają degradacji, szczególnie jeśli są nieprawidłowo przechowywane. Wtedy nie trzeba wiele, by doprowadzić do eksplozji. W magazynie portowym w azotany przeleżały sześć lat. W samym Bejrucie ostrzegano, że ładunek w porcie to "tykająca bomba" ale nikt nie doprowadził do jego usunięcia. Zaledwie pół roku temu urzędnicy przeprowadzili inspekcję magazynu i ostrzegli, że jeśli azotany nie zostaną usunięte, to "wysadzi pół Bejrutu w powietrze" - opisuje "The Guardian".
Aż we wtorek - wg nieoficjalnych doniesień - pracujący w porcie spawacz wywołał pożar. Wg medialnych doniesień zapaliły się składowane na miejscu fajerwerki. Strażacy próbowali opanować ogień, ale nie udało się. Zginęli od wybuchu w momencie, gdy ogień zajął tony azotanów.
Doszło tam do ciągu zdarzeń, na które nigdy nie powinno było się pozwolić: składowano za dużo (azotanów - red.) w jednym miejscu; powinny były zostać oddzielone od siebie; pozostawienie ich na tak długi czas było wbrew dobrym praktykom; oraz oczywiście znajdowały się w miejscu o dużym zagęszczeniu ludności. Tego można było i powinno się uniknąć
- powiedział cytowany przez dziennik ekspert prof. Stewart Walker.
Na miejsce do Bejrutu przyleciał właśnie francuski prezydent Emmanuel Macron (Liban aż do lat 40. był francuską kolonią). Polityk mówił, że w Libanie potrzeba gruntownych reform, by postawić kraj na nogi. Sami Libańczycy masowo domagają się rozliczeń całej klasy politycznej za korupcję, zaniedbania, a teraz za najnowszą tragedię.
Macron powiedział, że zaproponuje "nowy pakt polityczny dla Libanu". Gdy przemawiał do mieszkańców Bejrutu, w tle słychać było antyrządowe hasła, w tym "Lud chce upadku reżimu".
Macron zapowiedział, że będzie starał się o europejską pomoc dla Libańczyków. Już teraz na miejscu działają zespoły ratunkowe z wielu państw, także z Polski. Ponadto polskie organizacje pomocowe zbierają środki na działania w Libanie. Na miejscu jest Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej; Polska Misja Medyczna działa w partnerstwie z organizacją Amel Association i uruchomiła zbiórkę na pomoc medyczną szpitalom i pomoc ofiarom wybuchu; Polska Akcja Humanitarna zbiera środki m.in. na naprawę zniszczonych domów i wsparcie finansowe dla poszkodowanych rodzin.
Libanowi można także pomoc dołączając do zbiórki prowadzonej przez portal Gazeta.pl >>
***
W Gazeta.pl wielokrotnie podkreślaliśmy, jak ważne są dla nas kwestie społeczne, a w swojej deklaracji programowej podkreślaliśmy chęć bycia medium zaangażowanym i zawsze stojącym po stronie słabszych i potrzebujących. Musimy i chcemy pomóc Bejrutowi i zrobimy co w naszej mocy, żeby to zrobić. Dlatego dołączamy się do zbiórki Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, renomowanej organizacji od lat koordynującej pomoc dla Iraku, Syrii czy Ugandy. Dołącz do naszej zbiórki!