O wybuchu w największym porcie kraju mówił w rozmowie z TVP Info ks. Przemysław Marek Szewczyk, prezes Stowarzyszenia "Dom Wschodni", który mieszka w Bejrucie. Gdy doszło do tragicznego zdarzenia, duchowny był na spacerze nad morzem. Był jednak na tyle daleko, że nic mu się nie stało.
- W tym miejscu, w którym się znajdowałem, pojawiły się ślady paniki, ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Sytuacja już się uspokoiła. Widać dużą mobilizację, wielu Libańczyków zgłasza się, żeby oddawać krew potrzebną do ratowania rannych - powiedział ks. Szewczyk.
Duchowny stwierdził, że sytuacja w Libanie jest bardzo trudna, a szpitale są przepełnione. Z tego powodu ranni wywożeni są do innych miast.
- Siła rażenia była ogromna - zmiotła port, został w zasadzie zniszczony. Centrum Bejrutu na kilka kilometrów od portu jest zniszczone nawet w 60-70 procentach. Masa domów jest uszkodzonych - powiedział duchowny, opisując zniszczenia, które spowodował wybuch.
Ks. Szewczyk przyznał, że port w Bejrucie miał dla Libanu olbrzymie znaczenie. Kraj ten znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, bo granica z jego jedynymi sąsiadami - Izraelem i Syrią - są obecnie zamknięte. Duchowny ocenił, że jedynym oknem na świat stał się dla Libanu port w Trypolisie oraz lotnisko w Bejrucie, które nie mają jednak takich mocy przeładunkowych jak zniszczony port w stolicy.
Do wybuchu w porcie w Bejrucie doszło we wtorek 4 sierpnia po godzinie 17 czasu polskiego. Przyczyną tragedii miała być eksplozja saletry amonowej, którą składowano w stołecznym porcie Libanu. Szacuje się, że w wyniku tego zdarzenia zginęło ok. 100 osób, a ponad cztery tysiące odniosło obrażenia.