We wtorek w bejruckim porcie doszło do ogromnej eksplozji, w wyniku której zginęło co najmniej 78 osób, a 4 tys. zostało rannych. Solidarność z Libańczykami wyraził prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump. W trakcie konferencji prasowej amerykański przywódca zasugerował też, że Bejrucie mogło dojść do ataku terrorystycznego.
- Sądząc po eksplozji, to wygląda na straszliwy atak - powiedział Trump. Dodał później, że konsultował się w tej sprawie z doradcami wojskowymi. - Rozmawiałem z kilkoma generałami i wydaje im się, że był to atak z użyciem bomby, a nie wybuch w fabryce - zaznaczył prezydent Stanów Zjednoczonych.
W rozmowie z CNN trzech urzędników Departamentu Obrony zaprzeczyło jednak słowom Trumpa, informując, że "nic nie wskazuje na to, by eksplozja była efektem ataku". Dodali, że "nie do końca wiedzą, o czym mówił prezydent". Sekretarz stanu USA również był bardziej wstrzemięźliwy w ocenach niż Trump - Mike Pompeo stwierdził bowiem, że czeka aż rząd Libanu w pełni ustali przyczynę tragedii w porcie.
Libańskie władze od początku nie określały eksplozji w porcie jako efekt ataku terrorystycznego, a później potwierdziły, że doszło do wybuchu saletry amonowej znajdującej się w portowym magazynie.
Prezydent Libanu Michel Aoun zwołał na środę nadzwyczajne posiedzenie rządu po wczorajszej tragicznej eksplozji w stolicy kraju, Bejrucie. Wskutek wybuchu saletry amonowej, składowanej w tamtejszym porcie, zginęło co najmniej 78 osób, a około 4 tysięcy zostało rannych.
Prezydent dodał, że należy wprowadzić na dwa tygodnie stan wyjątkowy. Zapowiedział też przeznaczenie stu miliardów funtów libańskich, czyli 66 milionów dolarów z rezerwy budżetowej na usuwanie skutków katastrofy.
W Libanie obowiązuje od dziś trzydniowa żałoba narodowa. Najwyższa Rada Bezpieczeństwa zaleciła, aby wojsko strzegło bezpieczeństwa w Bejrucie.
Na miejscu eksplozji trwa akcja ratownicza. Liczba ofiar śmiertelnych może wzrosnąć. Trwa też śledztwo w sprawie przyczyn eksplozji.