Chińskie władze przyznały, że długa 2,4 kilometra tama uległa "lekkiej deformacji" pod wpływem napierających na nią rekordowych mas wody. Ma to jednak dotyczyć tylko jej mało ważnych elementów, które nie mają znaczenia dla ogólnej wytrzymałości konstrukcji. Oficjalnie wszystko jest pod kontrolą i budowla ma być zdolna do wytrzymania znacznie większego naporu wody niż obecnie.
W ostatnich dniach bił on rekordy. W miniony weekend Jangcy miała dostarczać do zbiornika tamy 61 tysięcy metrów sześciennych wody na sekundę. Był to rekordowy wynik od oficjalnego otwarcia zapory w 2003 roku.
- Obecnie nie ma większych dowodów na to, że z tamą jest coś nie tak i mogłoby dojść do katastrofy. Jednak w Chinach zaufanie do władz jest ograniczone. Między innymi do jakości samego nadzoru nad inwestycjami. Zawsze jest więc niepewność, czy aby na pewno podczas budowy nie przymknięto oka na jakieś problemy, albo czy jest odpowiednio utrzymywana. W przypadku tamy niepokój jest tym większy, że skutki jej awarii byłyby gigantyczne - mówi Gazeta.pl Marcin Przychodniak, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Z tego powodu tama trafiła na łamy największych mediów na całym świecie. Sytuacja powodziowa w Chinach jest trudna. Od początku czerwca padają obfite deszcze. Powodzie są określane jako najgorsze od 1998 roku, kiedy zginęło 3,7 tysiąca osób, a kilkanaście milionów zostało bez dachu nad głową. Obecnie władze podają informacje o 158 ofiarach i niemal milionie osób, które zostały ewakuowane. Od początku czerwca w różnym stopniu ucierpiało już niemal 60 milionów osób. Straty są szacowane na około 20 miliardów dolarów, co jest poważnym dodatkowym ciosem dla gospodarki zmagającej się z efektami pandemii.
Chęć ograniczenia skali takich katastrof, była jednym z głównych argumentów zwolenników Tamy Trzech Przełomów. Jej budowę planowano jeszcze w czasach republiki, w okresie międzywojennym. Potem o "ujarzmieniu" Jangcy marzył sam Mao Zedong. Faktycznie budowę zaczęto jednak w 1992 roku i ukończono w 2006 roku. Poza funkcją przeciwpowodziową tama jest również wielką elektrownią, największą w Chinach. Ułatwia też żeglugę w tradycyjnie trudnym dla nawigacji rejonie przełomów Jangcy.
- Tama Trzech Przełomów w oficjalnym przekazie to niezmiennie dowód na potęgę Chin. Jedna z pierwszych wielkich budowli infrastrukturalnych po otwarciu się na świat, która ma być dowodem na sukces i wejście do pierwszej ligi państw rozwiniętych - mówi Przychodniak.
Wielka budowla ma jednak też i ciemne strony. - Tak naprawdę tama była i jest w Chinach tematem kontrowersyjnym. Dobrze obrazuje to przebieg głosowania nad jej budową, które miało miejsce w 1992 roku w Ogólnochińskim Zgromadzeniu Przedstawicieli Ludowych. Zazwyczaj decyzje zapadają tam niemal jednogłośnie, przy nielicznych wstrzymujących się głosach. W tym wypadku na 2633 delegatów, aż 177 było przeciw, a 664 wstrzymało się od głosu. Coś takiego zdarza się niezwykle rzadko - opisuje Przychodniak.
Wiele kontrowersji wywoływał fakt, że przez budowę tamy, trzeba było wysiedlić ponad milion ludzi. Woda zalała też ponad tysiąc stanowisk archeologicznych. Zniszczyła wiele ekosystemów i zachwiała ogólnie całym naturalnym biegiem Jangcy. Ograniczono między innymi ruch osadów, które od tysięcy lat użyźniały rozległe tereny uprawne w dole rzeki. Dodatkowo wielka masa wody zgromadzonej w zbiorniku przyśpiesza erozję gleby i wywołuje osunięcia oraz lokalne wstrząsy.
Ponadto wielki projekt był adekwatnie drogi. Budowa kosztowała, przynajmniej oficjalnie, około 40 miliardów dolarów, prawie trzy razy więcej niż zakładano początkowo. - Do tego w wyjątkowym akcie otwartości, w 2011 roku władze przyznały, że w konsekwencji jej budowy trzeba będzie wydać jeszcze dodatkowo około 23 miliardów, ponieważ skala negatywnych efektów jest większa, niż zakładano - mówi Przychodniak.
W tle jest jeszcze zawsze obawa o wytrzymałość konstrukcji. Gdyby doszło do katastrofy, to miałaby ona ogromną skalę i globalny efekt. Na drodze fali powodziowej znalazłoby się łącznie 120 milionów ludzi i szereg wielkich miast. W 30 minut wysoka na kilkadziesiąt metrów fala zmiotłaby z powierzchni ziemi Yichang, liczące cztery miliony mieszkańców. Pół godziny później liczące pięć milionów Jingzhou. Po dziesięciu godzinach fala wysoka na 6-8 metrów zalałaby Wuhan, jedno z kluczowych chińskich miast, liczące 11 milionów mieszkańców. Po dobie fala nadal wysoka na kilka metrów dotarłaby do Szanghaju, który wraz z okolicznym regionem, jest sercem gospodarczym Chin.
Liczba bezpośrednich ofiar najpewniej byłaby liczona w milionach. Skala zniszczeń jest natomiast trudna do oszacowania, ale byłaby ogromna. Fala powodziowa przetoczyłaby się przez przemysłowe, logistyczne i rolnicze centrum Chin. Odczułaby to cała światowa gospodarka. Same Chiny pogrążyłyby się w kryzysie, jakiego nie widziały od dekad.
Taki scenariusz rodem z filmu katastroficznego pozostaje na szczęście jedynie spekulacją. Nie ma dowodów na to, że Tama Trzech Przełomów jest w jakikolwiek sposób zagrożona. Poważniejsza sytuacja jest jednak gdzie indziej w Chinach. - Jeszcze większe obawy są jednak związane z licznymi mniejszymi i starszymi zaporami. Wiele z nich budowano w czasach Mao - mówi Przychodniak. Wówczas nie przykładano się specjalnie do jakości. Dodatkowo dewastowano środowisko naturalne, zwiększając zagrożenie powodziami i wzmacniając ich skalę.
Do największej katastrofy będącej efektem takich działań było zawalenie się tamy Banqiao w 1975 roku. Tajfun Nina wywołał największe notowane w historii opady w centralnych Chinach. W niektórych miejscach w dobę spadło więcej deszczu, niż normalnie przez cały rok. Tama nie poradziła sobie z wezbranymi wodami rzeki Ru, która po prostu przelała się górą i zniszczyła zaporę. W tym samym czasie taki sam los spotkał 61 innych w regionie. Dokładna liczba ofiar i skala zniszczeń nie są znane. Sam fakt katastrofy utrzymywano w tajemnicy do lat 90. Oficjalnie chińskie władze mówią o 26 tysiącach ofiar. Inne szacunki mówią o nawet 240 tysiącach, wliczając w to ofiary głodu i chorób, wywołanych katastrofą.
Oficjalna interpretacja katastrofy jest taka, że winna była natura. Jednak jeszcze w czasach Mao miały się pojawiać głosy ostrzegające, przed możliwością takiej tragedii. Nieliczni odważni specjaliści twierdzili, że budowane przy pomocy radzieckich inżynierów zapory nie mają odpowiednich możliwości awaryjnego zrzutu wody. Dokładnie tego zabrakło w 1975 roku. Wiele innych tam z okresu Mao i Wielkiego Skoku Naprzód, nadal stoi. W Chinach jest ich ogólnie niemal sto tysięcy.