Donald Trump napisał w czwartek na Twitterze, że powszechne wybory korespondencyjne mogą okazać się "najbardziej nieuczciwymi w historii". "To będzie wielka kompromitacja dla Stanów Zjednoczonych. Opóźnić wybory do czasu, gdy będzie można bezpiecznie głosować?" - pytał amerykański prezydent.
Wybory prezydenckie w USA mają odbyć się 3 listopada, a w wielu stanach - ze względu na pandemię koronawirusa - już teraz ruszyły przygotowania do głosowania korespondencyjnego.
Donald Trump nie ma uprawnień, aby przesunąć wybory. Konieczna jest do tego zgoda Kongresu. Tymczasem przywódcy obu partii natychmiast odrzucili jego sugestię. Później podczas konferencji prasowej w Białym Domu prezydent tłumaczył, że nie chodziło mu o przekładanie terminu wyborów tylko o ostrzeżenie przed nieprawidłowościami głosowania korespondencyjnego.
"Nie chcę opóźnienia, chcę wyborów. Ale nie chcę abyśmy czekali na wyniki trzy miesiące, a potem przekonali się, że wiele kart zaginęło i że wybory nic nie znaczą" - stwierdził.
Czytaj też: Stany Zjednoczone z rekordowym spadkiem PKB. Gospodarka skurczyła się o prawie 33 proc.
W tej chwili pięć amerykańskich stanów przeprowadza wybory korespondencyjnie. W kolejnych 25 wyborca może głosować pocztą, ale musi wystąpić o taką możliwość. W pozostałych stanach głosowanie korespondencyjne jest możliwe tylko z ważnego powodu, takiego jak choroba czy podróż.
Amerykańskie media zwracają uwagę, że z punktu widzenia formalno-prawnego przełożenie wyborów prezydenckich w USA na późniejszy termin jest niemal niemożliwe. Wszystko dlatego, że o ile procedury dotyczące sposobu głosowania są kontrolowane na szczeblu stanowym, o tyle data wyborów jest określana przez prawo federalne. Zgodnie z amerykańską konstytucją wybory prezydenckie w USA muszą się odbyć we wtorek następujący po pierwszym poniedziałku listopada, który przypada właśnie na 3 listopada. "Tej daty nie może więc zmienić prezydent" - opisuje "The New York Times", powołując się na opinie ekspertów od prawa wyborczego.