Szef policji w Louisville Steve Conrad potwierdził, że do strzelaniny doszło kilkanaście minut po północy, w pobliżu targowiska w West Broadway. Jak podaje agencja Associated Press, policjantów oraz żołnierzy Gwardii Narodowej wysłano tam, by rozproszyć dużą grupę protestujących, którzy pojawili się na ulicach w czasie obowiązywania godziny policyjnej.
Conrad podkreślił, że pierwszy strzał oddano w kierunku funkcjonariuszy, którzy odpowiedzieli ogniem. Na razie nie udało się ustalić, czy zastrzelony mężczyzna był tym, który użył broni przeciwko mundurowym.
Nagranie z policyjnej akcji w Louisville można zobaczyć poniżej:
- Przesłuchaliśmy już kilka osób w tej sprawie. To były niezwykle trudne cztery dni dla naszego miasta. Policjanci z Louisville pracują bardzo ciężko, by zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo. W czasie wykonywania tego obowiązku, funkcjonariusze byli atakowani. Oddawano też strzały w ich kierunku. To oczywiste, że wiele osób nie ufa policji - z tym brakiem zaufania będziemy się mierzyć jeszcze bardzo długo - stwierdził szef policji w Louisville.
Gubernator stanu Kentucky Andy Beshear upoważnił policję stanową, by samodzielnie wyjaśniła okoliczności poniedziałkowej strzelaniny.
W ubiegłym tygodniu siedem osób zostało postrzelonych w czasie protestów w centrum Louisville. Policja stwierdziła wówczas, że funkcjonariusze nie mają z tym nic wspólnego. Protestujący domagali się sprawiedliwości dla Breonny Taylor, która w marcu została zastrzelona we własnym domu w Louisville przez detektywów z wydziału antynarkotykowego. Przeszukanie nie wykazało, by posiadała w domu jakiekolwiek zakazane prawem substancje.
Od kilku dni gwałtowne protesty trwają w wielu amerykańskich miastach. W niektórych metropoliach rozlokowano wojsko i wprowadzono godzinę policyjną. Manifestacje i starcia są następstwem śmierci Afroamerykanina George'a Floyda podczas aresztowania przez policję w Minneapolis.
Dziesiątki tysięcy Amerykanów wzięło udział w pokojowych marszach protestu przeciwko brutalności policji. Spokojne manifestacje zostały jednak przyćmione przez gwałtowne zamieszki - od Los Angeles, przez Chicago po Nowy Jork. W Filadelfii protestujący obrzucili policjantów kamieniami i koktajlami Mołotowa. Spalono kilka samochodów. Na przedmieściach San Francisco tłum wdarł się do centrum handlowego i plądrował sklepy. Wybijanie szyb w sklepach i wynoszenie towaru odbywało się w wielu miastach.
W piątek, podczas protestów w Detroit z jednego z samochodów oddano strzały w stronę manifestantów. Jedna z kul trafiła 19-letniego mężczyznę, który zmarł w szpitalu. Zatrzymano później pojazd, z którego, jak twierdzi policja, strzelano do ludzi.