Dramat na pograniczu UE. "Turecka armia mówi: Idź na granicę! Jeśli nie, to nas biją"

- Nie wiemy, co się dzieje. Dla nich jesteśmy jak piłka, każdy nas odbija w jedną i drugą stronę - powiedział Mohammad Omid, który od kilku dni jest z żoną na granicy Turcji i Grecji. Zachęceni przez tureckie władze migranci próbują dostać się do Europy. Obie strony oskarżają się o używanie przemocy. Napięta jest także sytuacja na greckich wyspach.

Mija ponad tydzień od kiedy tureckie władze oznajmiały, że "otwierają" swoje granice z krajami UE - a więc przede wszystkim z Grecją - dla obecnych w kraju uchodźców i migrantów. Obserwatorzy i sami azylanci - z Syrii, Afganistanu, Iranu i innych państw - od początku  mówili o tym, że ludzie stali się pionkiem w grze między Turcją a Unią Europejską. Grecja uszczelniła swoje granice i odmawia nowym migrantom prawa do wnioskowania o azyl. Jednak i tak tysiące ludzi koczują przy granicy i próbują dostać się do UE. Obie strony oskarżają się o przemoc i nadużycia wobec migrantów.

Grecja oskarża Turcję o aktywne wspieranie, a nawet przymuszanie migrantów do prób przekroczenia granicy. Rząd w Atenach opublikował nagranie, mające pokazywać turecki pojazd opancerzony, który próbuje zrobić wyrwę w płocie na granicy. Z kolei strona Turecka zarzuca Grekom nieludzkie traktowanie uchodźców, powstrzymywanie ich siłą, strzelanie gazem łzawiącym. Na zdjęciach i nagraniach ze strefy granicznej widać starcia między migrantami a policją, która używa m.in. armatek wodnych i gazu łzawiącego.

Zobacz wideo Zobacz wideo: Polacy pomagają uchodźcom w Libanie

- Nie wiemy, co się dzieje. Dla nich jesteśmy jak piłka, każdy nas odbija w jedną i drugą stronę. Nie wiem, co z nami będzie - powiedział pochodzący z Afganistanu Mohammad Omid. Grecja - tak, jak zapowiedziała - wbrew prawu międzynarodowemu nie przyjmuje wniosków o azyl i odsyła tych, którym udało się przekroczyć granicę. To spotkało 21-letniego Haszima z Pakistanu. - Turecka armia mówi: "Idź na granicę!". Jeśli tam nie pójdziemy, to nas pobiją, wyrzucą nasze pieniądze i telefony do rzeki. Zabierają nasze ubrania. Idziemy tam w bieliźnie. To nieludzkie - powiedział. 

Wśród osób, które chcą dostać się do UE, są zarówno Syryjczycy, jak i mieszkańcy innych krajów, w tym Afganistanu, Iraku, Iranu, Pakistanu, a także państw Afryki. Wielu z nich uciekło przez zagrożenie życia, jednak to syryjski konflikt jest tym, o którym mówi się najwięcej. Inni wyjechali z miejsc bezpiecznych, w poszukiwaniu lepszego życia. Jak opisuje Reuters, Syryjczycy na pograniczu są źli, że mieszkańcy innych krajów starają się "podczepić" lub nawet podszywać pod uchodźców z Syrii. - Nasi przywódcy są skorumpowani, nie mamy szansy na godne życie. Jeśli dotrę do Europy, to powiem, że jestem Syryjczykiem - inaczej mnie odeślą - powiedział reporterom mężczyzna pochodzący z Maroka. Jednak podczas aplikowania o azyl w Europie służby sprawdzają, skąd w rzeczywistości pochodzą uchodźcy. Poznają to m.in. po języku - arabski używany w Syrii jest zupełnie inny od tego w Maroku. 

Napięta sytuacja na greckich wyspach, spłonął ośrodek dla uchodźców

Od lat to granica morska, a nie lądowa jest miejscem przedostawania się do Grecji dla większości migrantów. Ich liczba spadła drastycznie od szczytu w latach 2015/2016, jednak wciąż przybywają tam nowi ludzie. Stworzone na miejscu ośrodki rządowe są przepełnione - na jedno miejsce przypada po kilka osób. Wiele rodzin mieszka w nieludzkich warunkach - nieformalnych obozowiskach, schronieniach z folii i listewek, bez dostępu do prądu czy bieżącej wody. Sytuacja jeszcze pogorszyła się wraz ze wzrostem przybywających migrantów w ostatnim czasie. Pod koniec ubiegłego tygodnia Turcja ogłosiła, że ponownie będzie blokować migrantów chcących skorzystać z tej drogi dostania się do Europy. Blokowanie lichych pontonów na morzu - co praktykują zarówno grecka, jak i turecka straż przybrzeżna - jest skrajnie niebezpieczne. 

Sytuacja doprowadziła do gwałtownego wzrostu napięć społecznych na wyspach Morza Egejskiego. Atmosfera jest dodatkowo podsycana przez działaczy skrajnej prawicy i neonazistów. Wg doniesień mediów do Grecji przybyli działacze skrajnej prawicy m.in. z Niemiec. Kilku zostało wydalonych z kraju. Pojawiają się doniesienia o skrajnie prawicowych milicjach, które chcą na własną rękę "pilnować granic". Doszło też do ataków na dziennikarzy relacjonujących sytuację. 

Bill Frelick, dyrektor Programu ds. Uchodźców w organizacji Human Rights Watch jest na wyspie Lesbos, skąd relacjonuje trwający tam kryzys humanitarny. Jak relacjonuje, tamtejszy obóz jest przystosowany dla trzech tysięcy osób, a przebywa w nim aż 20 tysięcy migrantów. Jak powiedział, tłumy sprzeciwiające się obecności uchodźców na wyspie zablokowały organizacjom pomocowym dostęp do obozu. To może jeszcze pogorszyć i tak dramatyczną sytuację humanitarną przebywających tam osób. Także sami uchodźcy są zastraszani. 

W niedzielę doszło do pożaru centrum pomocy uchodźcom na Lesbos. To drugi taki pożar w ciągu tygodnia. W magazynie spłonęły meble i urządzenia elektroniczne przeznaczone dla potrzebujących. Policja prowadzi śledztwo.  

UE zamiatała problem migracji pod dywan

Działania zarówno Turcji, jak i UE, są krytykowane przez aktywistów i organizacje broniące praw człowieka. Dziennikarz Daniel Trilling na łamach "Guardiana" pisał, że swoją ostrą reakcją na kryzys na granicy "pogarsza i tak złą sytuację". Przywołuje on w artykule akapit z "Roku 1984" George'a Orwella, w którym widzowie w kinie rozbawieni są filmem, w którym bombardowany jest statek z uchodźcami "gdzieś na Morzu Śródziemnym". W dzisiejszych czasach - opisuje dziennikarz - możemy nie tylko rozsiąść się w fotelu i śmiać, lecz także dać nasz własny, emocjonalny wkład do sytuacji w mediach społecznościowych.  

Argumentuje, że nagrania z granicy oraz reakcje na nie w internecie "potęgują uczucie kryzysu".  Za sytuację obwinia zarówno stronę grecką, turecką, jak i unijnych polityków, którzy "woleliby zapomnieć, że te wydarzenia są częściowo wynikiem ich własnej polityki, porażki, która tli się od kryzysu z 2015 roku". "Unia Europejska spędziła ostatnie pięć lat traktując migrantów jako niedogodność, którą można zamieść pod dywan" - zarzuca Trilling. Wymienia, że wspólnota - do czego przyłożyła się także Polska - nie spełniła obietnicy relokacji uchodźców z Grecji, by ulżyć zarówno im samym, jak i greckim władzom oraz mieszkańcom.  

Spotkanie Turcja - UE ws. migrantów i Syrii

Prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdogan, spotka się dziś w Brukseli z przewodniczącymi Rady Europejskiej, Charlesem Michelem i Komisji Europejskiej, Ursulą von der Leyen. Głównym tematem będzie sytuacja na granicy Turcji z Grecją. Rzecznik przewodniczącego Rady Europejskiej napisał na Twitterze, że tematem rozmów z prezydentem Erdoganem będzie migracja, bezpieczeństwo i stabilność w regionie.

Unia Europejska krytykowała w ostatnich dniach Turcję za decyzję o otwarciu granic i zachęcanie uciekinierów do nieregularnego przekraczania granic. Na piątkowym spotkaniu w Zagrzebiu unijni ministrowie spraw zagranicznych zarzucili Turcji wykorzystanie migrantów do celów politycznych. - Odrzucamy zdecydowanie takie działania. Zachęcanie migrantów, by przekraczali nielegalnie granice Unii Europejskiej, jest nie do zaakceptowania - mówił szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Erdogan zarzuca Unii, że nie wywiązała się z porozumienia z 2016 roku. W zamian za zamknięcie granic Ankara miała otrzymać 6 miliardów euro. Recep Tayyip Erdogan mówi, że Turcja otrzymała połowę tej sumy. Domaga się więc wypłaty obiecanych pieniędzy. Co więcej, oczekuje też od Unii dodatkowego wsparcia finansowego. Tłumaczy, że Turcja, w której schronienie znalazło ponad trzy i pół miliona uchodźców z Syrii, nie może dźwigać największego ciężaru presji migracyjnej.

Więcej o: