O historii 27-letnich Krzysztofa Jabłońskiego i Bogdana Czyżkowskiego pisze "Super Express". Mężczyźni polecieli do Iranu 12 lutego. Gdy byli już na Bliskim Wschodzie, wybuchła tam epidemia koronawirusa. Mieli wylecieć z Teheranu 3 marca, jednak ich lot został odwołany.
"Wylot powrotny mieliśmy wykupiony na 3 marca z Buta Airways do Charkowa z międzylądowaniem w Baku. Gdy chcieliśmy wylecieć, okazało się, że nie jest to już możliwe. Od przewoźnika dowiedzieliśmy się, że nasz lot został anulowany i dostaniemy zwrot pieniędzy za bilety, ale transportu musimy szukać sobie sami. Granice lądowe są zamknięte od około siedmiu dni. Jedyna szansa na ewakuację to droga powietrzna. Nocujemy w hostelu, kończy nam się gotówka" - relacjonuje Krzysztof Jabłoński.
4 marca obu Polakom kończy się wiza. Na lotnisku w Teheranie dowiedzieli się, że mogą wylecieć z Iranu samolotem do Moskwy, ale bilet kosztuje 2,5 tysiąca euro. Co więcej, z powodu nałożonych na Iran sankcji, karty płatnicze wydane poza tym krajem nie działają, dlatego możliwa jest wyłącznie płatność gotówką. Polacy pozostają w kontakcie z ambasadą. Ministerstwo Spraw Zagranicznych potwierdziło te doniesienia.
"MSZ potwierdza, iż konsul RP w Teheranie pozostaje w stałym kontakcie z obywatelami polskimi. Rozważane są różne możliwości powrotu, o czy na bieżąco są informowani" - napisało w odpowiedzi na zapytanie "SE" Biuro Rzecznika Prasowego MSZ.
Przypomnijmy, że Iran jest jednym z najbardziej dotkniętych koronawirusem krajów na świecie. Więcej zakażeń odnotowano tylko w Chinach, Korei Południowej i Włoszech. W Iranie koronawirusa potwierdzono u ponad 1 500 osób, z czego co najmniej 210 zmarło. Wśród zakażonych jest m.in. minister zdrowia Iraj Harirchi, a jedną z ofiar śmiertelnych jest doradca Najwyższego Przywódcy 71-letni Mohammad Mirmohammadi.