Od kilku dni greckie władze zmagają się z poważnym kryzysem uchodźczym przy swoich granicach z Turcją. W niedzielę, tylko w rejonie rzeki Ewros, prawie 10 tys. migrantów próbowało przekroczyć granicę i tym samym przedostać się na terytorium Unii Europejskiej. Doszło do starć migrantów z policją, która użyła gazu łzawiącego.Według greckich służb wszystkie próby zostały powstrzymane. Aresztowano 73 osoby - to obywatele Afganistanu, Pakistanu i Somalii.
Jednocześnie grecki rząd poinformował, że ponad pięciuset uchodźców dopłynęło dzisiaj rano na wyspy Lesbos, Samos i Chios na Morzu Egejskim. Według Międzynarodowej Organizacji do spraw Migracji na granicy turecko-greckiej zgromadziło się około 13 tysięcy osób.
Premier Grecji Kyriakos Mitsotakis oświadczył na Twitterze, że jego kraj jest zdecydowany bronić swoich granic. Stwierdził też, że każdy, kto spróbuje nielegalnie przekroczyć turecko-grecką granicę, "będzie zawrócony". We wtorek Mitsotakis odwiedzi region rzeki Ewros wraz z przewodniczącym Rady Europejskiej, Charlesem Michelem.
Jak informuje Reuters, w przygranicznym regionie Ewros greccy operatorzy telefonii komórkowej rozsyłają - z polecenia władz - SMS-y na telefony migrantów. W wiadomościach przekazywane jest ostrzeżenie w języku arabskim przed próbą nielegalnego przekroczenia granicy. Przez miesiąc Grecja nie będzie też przyjmować wniosków o azyl.
Nowa fala migracji to efekt jednej z ostatnich decyzji Recepa Tayyipa Erdogana. Turecki prezydent zdecydował o otwarciu granicy z UE, spełniając w ten sposób swoje groźby, które mają na celu wywarcie presji na Unię Europejską, by wsparła turecką interwencję w Syrii.
Dotychczas Turcja przyjęła 3,6 miliona uciekinierów z Syrii. Wedle ustaleń paktu migracyjnego pomiędzy Ankarą i UE z 2016 roku, kraj rządzony przez Erdogana miał powstrzymywać migrantów w drodze do UE i dostawać w zamian za to wsparcie finansowe.