W piątek Donald Trump spotkał się z wyborcami w North Charleston (Karolina Południowa). Sporą cześć swojego wystąpienia prezydent USA poświęcił kwestii zagrożenia koronawirusem. Zdaniem amerykańskiego przywódcy, jego polityczni rywale wykorzystują koronawirusa do bieżącej walki politycznej.
>>> Czy polscy turyści z miejsc objętych koronawirusem zostaną ściągnięci do kraju?
- Demokraci usiłują upolitycznić koronawirusa. Jeden z moich wyborców podszedł do mnie i powiedział: "Panie Prezydencie, próbowali uderzyć w pana tą Rosją". Cóż, nie wyszło im to zbyt dobrze. Nie poradzili sobie. Później spróbowali mistyfikacji z impeachmentem. Oni cały czas podejmują podobne kroki i przegrywają. A koronawirus to ich nowa mistyfikacja - stwierdził Trump.
Dzień później przywódca Stanów Zjednoczonych poinformował, że w kraju odnotowano pierwszy przypadek śmierci spowodowany koronawirusem. Trump mówił o "kobiecie po 60. roku życia, której stan zdrowia był zły jeszcze przed zakażeniem". Jak się później okazało prezydent otrzymał od Centrum Kontroli i Prewencji Chorób nie do końca sprawdzone raporty. Doprecyzowano, że pierwszą ofiarą jest mężczyzna, który zmarł w szpitalu w Kirklan niedaleko Seattle.
Trump przekazał też, że w USA odnotowano 22 przypadki osób z objawami choroby (COVID-19) powodowanej koronawirusem.
W ostatnim czasie z gwałtownym rozprzestrzenianiem się koronawirusa mamy do czynienia we Włoszech. W sumie od początku epidemii odnotowano 29 ofiar śmiertelnych. Szef ochrony cywilnej Angelo Borrelli podczas konferencji prasowej poinformował, że w sobotę stwierdzono 161 zarażeń koronawirusem. Ich łączna liczba wynosi obecnie 1049. 50 zakażonych osób uznano za całkowicie wyleczone. - 52 procent zarażonych znajduje się w izolacji w domu. Nie wykazują żadnych objawów lub przechodzą chorobę tak lekko, że nie trzeba ich hospitalizować - powiedział.
Na całym świecie do tej pory na nowy patogen zmarło blisko trzy tysiące osób. Zakażonych jest blisko 86 tysięcy.