Mapy, wykresy i nagrania rozmów. Tak wyglądał feralny lot Kobego Bryanta

Wystartowali w dobrej pogodzie, ale w ostatnich momentach wlecieli w mgłę i chmury opisywane przez świadków jako "gęsta zupa". Chcąc się z niej wydostać pilot wiozący słynnego koszykarza Kobego Bryanta i siedem innych osób najpierw zdecydowanie skręcił i wzniósł maszynę, ale tuż po chwili gwałtownie obniżył lot. Prosto w zbocze wzgórza. Maszyna uderzyła w nie z dużą prędkością.

Na pokładzie śmigłowca o rejestracji N72EX znajdowało się dziewięć osób. Kobe Bryant i jego 13-letnia córka Gianna, którą wiózł na jej mecz koszykówki. Wraz z nimi były dwie koleżanki z jej zespołu, trenerka drużyny, trzech innych dorosłych i pilot - Ara Zobayan. Nie było szans, aby ktoś ocalał.

Dokładnie przyczyny wypadku nie są znane i pewnie upłynie jeszcze wiele miesięcy, zanim badająca go komisja NTSB (Narodowe Biuro Bezpieczeństwa Transportu) opublikuje ostateczny raport. Są jednak dość szczegółowo znane warunki, w jakich do katastrofy doszło.

Dobra maszyna, dobry pilot, rutynowy lot

Rozbita maszyna to Sikorsky S-76, jak na prywatne śmigłowce pasażerskie duża i zaawansowana maszyna. Konstrukcja z lat 70. wykorzystująca wiele elementów projektowanego niemal równolegle śmigłowca S-70, obecnego słynnego wojskowego UH-60 Black Hawk. Ten konkretny S-76 o rejestracji N72EX został wyprodukowany w 1991 roku w zmodernizowanej wersji oznaczonej literą B. Przez kilka lat był własnością Bryanta, ale później sprzedał go specjalistycznej firmie, od której systematycznie go wynajmował.

Śmigłowiec S-76B o rejestracji N72EX. Ten konkretny, który uległ katastrofieŚmigłowiec S-76B o rejestracji N72EX. Ten konkretny, który uległ katastrofie Fot. Matt Hartman / AP

Według "New York Times" Zobayan był pilotem, z którym Bryant już wielokrotnie latał. 50-latek zaczął przygodę z lotnictwem w 1998 roku, po tym jak poleciał na popularną wycieczkę śmigłowcem nad Wielkim Kanionem. W 2007 roku zdobył licencję komercyjną. W momencie śmierci był już doświadczonym pilotem, posiadającym wszystkie konieczne uprawnienia do wykonana lotu tego feralnego dnia, nawet w warunkach bez widoczności (na podstawie wskazań instrumentów pokładowych). Co więcej, był już instruktorem, który uczył tej sztuki młodszych adeptów pilotażu śmigłowca. Współpracownicy i podopieczni mają o nim tylko dobre zdanie - metodyczny, opanowany, bez grama brawury.

Ara Zobayan, pilot w feralnym locie Kobe BryantaAra Zobayan, pilot w feralnym locie Kobe Bryanta AP / AP

Ten feralny lot miał być rutynowy. Zobayan wiózł słynnego koszykarza tą trasą i tym śmigłowcem już wielokrotnie. Start następował koło godz. 9 rano czasu lokalnego z niedużego (jak na warunki USA) lotniska John Wayne na południowym skraju Los Angeles w pobliżu rezydencji Bryanta w Newport Coast. Śmigłowiec miał polecieć standardową trasą na lotnisko w Camarillo, po drugiej stronie metropolii. W pobliżu znajduje się Akademia Sportowa Mamba, założona przez Bryanta, w której miał się odbyć mecz drużyny jego córki. W normalnych warunkach lot powinien zająć pół godziny. Kilka razy krócej niż podróż samochodem po zakorkowanej trasie liczącej ponad 150 km.

Dzień wcześniej ten sam śmigłowiec wykonał lot w tę i z powrotem między tymi miejscami. Przelot za każdym razem trwał po 30 minut. Na stronach śledzących ruch lotniczych nie ma informacji, kto leciał maszyną, ale widać, jak standardowo wygląda trasa takiego przelotu.

Lot pod chmurami

Zobayan tradycyjnie wystartował po godzinie dziewiątej. Pogoda była dość dobra. Niestety już po kilkunastu minutach, mniej więcej w połowie drogi, warunki zaczęły się psuć. Pojawiły się niskie chmury, które zmusiły pilota do zmiany trasy. Zszedł poniżej chmur na wysokość rzędu 200 metrów i zaczął podążać za wyraźnie widocznymi autostradami okrążającymi centrum Los Angeles. W terminologii stosowanej przez pilotów był to lot "scud". Rozwiązanie często stosowane i jak najbardziej zgodne z przepisami w przypadku śmigłowców, choć bardziej ryzykowne niż normalny lot.

Zmianę trasy lotu na niestandardową bardzo dobrze pokazuje ta mapka przygotowana przez dziennik "Los Angeles Times".

O godzinie 9:21 wieża kontroli lotów lotniska w Burbank skontaktowała się z Zobayanem i kazała mu zacząć krążyć w miejscu. Chcąc lecieć dalej swoją trasą musiał przeciąć w poprzek przestrzeń powietrzną ściśle kontrolowaną przez lotnisko, w której poruszają się startujące i lądujące samoloty. Akurat jeden z nich miał problem i musiał przerwać swoje podejście do lądowania, odchodząc na drugi krąg. Wywołało to zamieszanie i konieczność przetasowań w powietrzu. Mający niski priorytet prywatny śmigłowiec musiał czekać. Dopiero po kilkunastu minutach krążenia Zobayan dostał zgodę na dalszy lot, teraz już istotnie opóźniony.

Chwilę później skontaktował się z kolejnym lotniskiem na trasie - Van Nuys. Tu już bez problemów dostał zgodę na przelot i wlecenie nad autostradę 101 biegnącą między wzgórzami na północ od centrum Los Angeles, aż do lotniska w Camarillo. Zobayan informował, że leci 1400 stóp nad poziomem morza (w tym rejonie poziom gruntu jest około 250 metrów n.p.m, więc oznaczałoby to lot około 200 metrów nad ziemią) orientując się wzrokowo. Uzgodnił z wieżą, że dalej będzie się już kontraktował z regionalną kontrolą lotów.

Chwilę później śmigłowiec znalazł się poniżej szczytów najwyższych okolicznych wzgórz i odbiornik radioamatora nagrywającego komunikację w powietrzu nad tym rejonem Los Angeles nie zarejestrował już dalszych słów Zobayana. Jedynie kierowane do niego komunikaty regionalnej kontroli lotów. Wynika z nich, że pilot zgłosił się i poprosił o śledzenie lotu oraz pomoc w nawigacji. Kontroler prosił go o sprecyzowanie,  co ma zamiar robić. Potem ostrzegł, że śmigłowiec jest za nisko aby być dobrze widocznym na radarze i nie jest w stanie mu pomóc w nawigacji. Sekundy później maszyna całkowicie zniknęła z radarów.

Całą tę komunikację, od momentu pierwszej łączności z wieżą w Burbank, można prześledzić na tym wideo.

 

Spotkanie z gęstą mgłą

W ostatnich momentach lotu śmigłowiec wleciał między łagodne wzgórza wysokie na kilkaset metrów nad poziomem morza. Autostrada 101 wspina się tam na niską przełęcz. Według świadków, z którymi rozmawiali dziennikarze "NYT", panuje tam specyficzny mikroklimat. Czasem występują gęste mgły i warunki znacznie gorsze niż w nieodległych dolinach. Tak było tego feralnego dnia. Niskie chmury, pod którymi dotychczas leciał śmigłowiec Bryanta, w tym miejscu zamieniły się w ścianę "gęstej niczym mleko" mgły sięgającej do ziemi. Świadkowie twierdzą, że choć wyraźnie słyszeli lecącą na małej wysokości maszynę, to nie zauważyli nawet jej cienia.

Następnego dnia śledczy NTSB ujawnili, że tuż przed katastrofą Zobayan poinformował, iż chce się wznieść ponad złą pogodę. Radioamatorzy nie zarejestrowali tego komunikatu, ale miał paść chwilę przed tym, zanim kontroler poprosił pilota o sprecyzowanie swoich intencji.

Według podstawowych parametrów lotu zarejestrowanych przez strony śledzące ruch lotniczy, w tym samym czasie Zobayan zdecydowanie poderwał śmigłowiec i zaczął zwiększać wysokość oraz rozpoczął  zwrot w lewo. Na chwilę znalazł się kilkaset metrów nad ziemią, ale w ciągu kilku kolejnych sekund zaczął gwałtownie tracić wysokość i rozpędzać się. Śmigłowiec, ciągle zakręcając, opadając, z prędkością przekraczającą 200 km/h uderzył w zbocze jednego ze wzgórz. Wszystko to trwało mniej niż minutę.

Nie było szans, aby ktokolwiek to przeżył. Śmigłowiec rozpadł się na tysiące niewielkich fragmentów i zapalił. W całości ostał się jedynie fragment belki ogonowej.

Dlaczego Zobayan zaczął dynamiczny zakręt? Dlaczego zaczął tak gwałtownie tracić wysokość, choć musiał wiedzieć, że znajduje się nad wzgórzami? To pytania dla NTSB.

W grę wchodzi jak zawsze awaria maszyny. Niektórzy świadkowie twierdzą, że dźwięk silników był urywany, choć inni, że normalny. To będzie mogła rozstrzygnąć komisja NTSB po przebadaniu szczątków. Będzie to jednak trudne zadanie biorąc pod uwagę stan wraku i brak czarnych skrzynek, które nie są wymagane w takich maszynach.

W historii lotnictwa niejeden doświadczony pilot rozbił się w tak kiepskich warunkach atmosferycznych. Zerowa widoczność, konieczność przestawienia się na lot według wskazań przyrządów, mała wysokość, spora prędkość i wzgórza...

Więcej o: