Większość przypadków pojawienia się wirusa zanotowano w mieście Wuhan w środkowych Chinach, które jest uważane za centrum epidemii. Ogółem stwierdzono 62 przypadki, także w Japonii i Tajlandii - dotyczy to trzech osób, które w styczniu odwiedziły Wuhan. Dziewiętnaście osób opuściło już szpital, a dwóch mężczyzn po sześćdziesiątce zmarło z powodu choroby. Osiem kolejnych jest w stanie krytycznym.
Zobacz też: Chiński wielki brat patrzy i ocenia >>>
Najliczniejszą grupą, u której zdiagnozowano wirusa, są osoby miedzy 30 a 79 rokiem życia - podają lokalne władze. Pierwszymi objawami choroby była u nich gorączka i kaszel.
Li Gang, dyrektor i główny lekarz Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób w Wuhan, powiedział w telewizji CCTV, że "zakaźność nowego koronawirusa nie jest silna". Oznacza to, że wirus nie rozprzestrzenia się bardzo szybko między ludźmi. Li dodał, że większość pacjentów ma łagodne objawy oraz że u wielu osób, które miały kontakt z chorymi, nie odnotowano zakażenia.
Wciąż nie jest jasne, jakie jest źródło zakażenia. Większość chorych to sprzedawcy lub klienci jednego z targów owoców morza w Wuhan.
Światowa Organizacja Zdrowia ostrzegła przed możliwością rozprzestrzenienia się wirusa. Obawy potęguje okres wzmożonych podróży Chińczyków w związku ze zbliżającym się świętem wiosny, czyli okresem nowego roku według tradycyjnego kalendarza księżycowego. Na wielu lotniskach w Azji oraz trzech w USA rozpoczęto proces dokładnego sprawdzania pasażerów z centralnych Chin.
Chiny podchodzą do sprawy poważnie - chcą uniknąć powtórki z epidemii SARS, do której doszło w 2002 roku. Koronawirus rozprzestrzenił się wtedy na ponad dwa tuziny krajów, zabijając prawie 800 osób.