Oświadczenie MSZ Iraku po atakach na bazy wojskowe. "Nie pozwolimy, aby Irak stał się polem bitwy"

"Nie pozwolimy, aby Irak stał się polem bitwy" - zaznacza w komunikacie irackie Ministerstwo Spraw Zewnętrznych. Resort podkreśla, że Irak jest niezależnym państwem, a nocne ataki na obiekty wojskowe to "pogwałcenie suwerenności".

"Ministerstwo Spraw Zagranicznych odrzuca te ataki i uznaje je za pogwałcenie suwerenności Iraku" - czytamy w oświadczeniu MSZ Iraku. Resort w piśmie wzywa "wszystkie zainteresowane strony" do powściągliwości i "pracy nad zredukowaniem napięcia w regionie". Resort apeluje też, by nie czynić z Iraku "pola bitewnego" po to, by "osiągać własne cele". "Nie pozwolimy, aby Irak stał się polem bitwy, korytarzem do wyprowadzania ataków" - czytamy. "Podkreślamy, że Irak jest niezależnym krajem i jego bezpieczeństwo jest priorytetem" - pisze dalej irackie MSZ. Resort pokreślił w komunikacie, że wezwie ambasadora Iranu i przekaże mu to stanowisko.  

Wcześniej atak potępił prezydent Iraku Barham Salih. Przywódca oświadczył, że chce, by regionowi oszczędzono konfliktu militarnego. Wyraził nadzieję, że uda się uniknąć wciągnięcia Iraku w kolejną wojnę. 

>>> Widmo konfliktu na Bliskim Wschodzie. "Amerykanie mogą być bardziej nieobliczalni"

Zobacz wideo

Ataki na bazy wojskowe w Iraku

W nocy irańskie siły ostrzelały kilkunastoma rakietami dwie bazy wojskowe w Iraku, w których stacjonują międzynarodowe wojska. Ani amerykańskim, ani polskim żołnierzom nic się nie stało. Atak miał być odpowiedzią na zabicie w piątek w Bagdadzie przez Stany Zjednoczone najważniejszego wojskowego dowódcy Iranu, generała Kasema Sulejmaniego. Po jego zabójstwie Iran zapowiedział odwet. Irańskie władze twierdzą, że najnowszy ostrzał został dokonany w samoobronie i był zgodny z prawem międzynarodowym.

Nocny atak i wcześniejsze zabójstwo generała Sulejmaniego są pierwszą tak bezpośrednią konfrontacją Iranu i Stanów Zjednoczonych od czasu zajęcia przez zwolenników irańskich władz amerykańskiej ambasady w Teheranie w 1979 roku.

Zabity przez Amerykanów generał Kasem Sulejmani uważany był za drugą osobę w Iranie po ajatollahu Alim Chameneim. Wojskowy od ponad dwóch dekad dowodził operacjami militarnymi Iranu na Bliskim Wschodzie. Jego oddziały wspierały syryjskiego prezydenta w brutalnych działaniach wobec opozycji. Zarzuca się im też udział w aktach sabotażu w Iraku, Jemenie czy Arabii Saudyjskiej. Sulejmani miał też doradzać irackim władzom, w jaki sposób pacyfikować niedawne antyrządowe protesty.

Więcej o: