Broń hipersoniczna to hit minionego roku. Czy jest rewolucją, jak by tego chcieli Rosjanie? [TAKA CIEKAWOSTKA]

Pojęcia "broń hipersoniczna" i "hipersoniczny wyścig zbrojeń" zrobiły w ciągu ostatnich dwóch lat zawrotną karierę. Mogłoby się wydawać, że oto mocarstwa ścigają się na tworzenie nowego rodzaju superbroni. Czy jednak rzeczywiście prędkość hipersoniczna zmieni to, jak będą prowadzone wojny w przyszłości? I o co właściwie w tym wszystkim chodzi?

Mogłoby się wydawać, że chodzi o prędkość. Bardzo dużą prędkość. W końcu słowo "hipersonicznie" sugeruje, że chodzi o coś obłędnie szybkiego. Jednak tak naprawdę to nie sama prędkość jest czymś nowym.  

"Hiper" prędkość to nic nowego

Dla porządku warto tutaj wytłumaczyć, co właściwie oznacza "hipersoniczność". Termin jest oparty o odniesienie do prędkości dźwięku, która w dużym uproszczeniu (bo konkretna wartość jest zmienna w zależności od wilgotności i ciśnienia), wynosi nieco ponad tysiąc km/h. To co porusza się wolniej, ma prędkość poddźwiękową (ang. subsonic). To co porusza się szybciej niż dźwięk ma prędkość naddźwiękową (ang. supersonic). To co porusza się pięć razy szybciej niż dźwięk (około sześciu tysięcy km/h), ma już prędkość hipersoniczną (ang. hypersonic). Górna granica to umowna 25-krotność prędkość dźwięku, którą osiągają tylko obiekty wracające z kosmosu w atmosferę ziemską. 

Tak właściwie to nawet pierwsza prawdziwa rakieta balistyczna historii - niemiecka V-2 użyta podczas II wojny światowej - była bliska osiągnięcia miana "hipersonicznej". Rozwijała niemal pięciokrotną prędkość dźwięku. Pierwsza radziecka rakieta balistyczna R-2 będąca rozwinięciem niemieckich V-2, przetestowana w 1949 roku, ową barierę już przekroczyła, osiągając około ośmiokrotność prędkości dźwięku. 

Gdyby więc w tym wszystkim chodziło o samą szybkość poruszania się, to co do zasady broń hipersoniczna istnieje już ponad pół wieku i jest na uzbrojeniu wszystkich mocarstw. Praktycznie każdy współczesny pocisk balistyczny podczas swojego lotu osiąga prędkości z zakresu "hiper". 

To co się naprawdę liczy

Co jest więc nowością, która sprawiła, że nagle zaczęto tak fascynować się bronią hipersoniczną, a największe mocarstwa tak dużo mówią o jej rozwoju? Chodzi o kontrolę. O możliwość zbudowania takiego pojazdu, który będzie w stanie przez wiele minut lecieć z wielką prędkością, zachowując jednocześnie zdolność do wykonywania manewrów. 

Głowice klasycznych rakiet balistycznych, które osiągają prędkości hipersoniczne, zdolność do owej kontroli mają bardzo ograniczoną. Najbardziej zaawansowane, na przykład stworzona pod koniec zimnej wojny przez Amerykanów głowica do pocisku Pershing II, była w stanie spadając z granicy kosmosu, kilka razy zmienić swoją trajektorię, aby zmylić obronę, a potem dać czas swojemu radarowi na dokładne określenie, gdzie jest cel. Tego rodzaju zaawansowaną głowicę balistyczną o ograniczonych możliwościach korygowania swojej trajektorii określa się jako MaRV, od angielskiego zwrotu Maneuvering Reentry Vehicle (przetłumaczenie tego terminu na język polski jest trudne, najbliżej jest "pojazd zdolny do manewrowania i kontrolowanego wejścia w atmosferę"). Obecnie podobne ma najpewniej rosyjski system Iskander czy chińskie DF-21

Problemem w przypadku MaRV jest jednak to, że nie tyle lecą, ile spadają. I spadając, trochę skręcą w tą lub tamtą stronę, ale niewiele więcej. Po prostu manewrowanie wiąże się z dużymi oporami aerodynamicznymi i utratą energii nadanej na początku lotu przez rakietę nośną. Dodatkowo oznacza duże przeciążenia i nagrzewanie się. 

Tak jak opisywałem w swoim niedawnym tekście na temat rosyjskiego systemu Awangard, różnice pomiędzy lotem klasycznej rakiety balistycznej a najnowszych modeli broni hipersonicznej, można opisać na przykładzie rzucania kamieni do stawu. Ten rzucony normalnie do góry, opadnie do wody po paraboli. To klasyczna rakieta balistyczna. Gdyby dodatkowo ów kamień miał możliwości głowicy MaRV, to niedługo przed uderzeniem w powierzchnię stawu wykonałby kilka wierzgnięć w różne strony. 

Natomiast nowoczesny system hipersoniczny mógłby być albo "kaczką", albo magicznym kamieniem z własnym napędem. Ten pierwszy rodzaj to tak zwane HGV (ang. Hypersonic Glide Vehicle - szybowiec hipersoniczny), rozpędzany najpierw przez rakietę (rękę) i wynoszony na granice atmosfery, po czym szybujący w jej górnych rozrzedzonych partiach, odbijając się niczym "kaczka" od jej gęstych warstw (tafli wody) i wykonując po drodze manewry. Nie ma swojego napędu, ale takie ślizganie się po granicach atmosfery pozwala zalecieć bardzo daleko. 

Ostatnią opcją jest kamień-cud, czyli pocisk z własnym silnikiem. Na wstępie rakieta (ręka) nadaje mu dużą prędkość naddźwiękową, która umożliwia uruchomienie własnego napędu. W praktyce oznacza to silnik strumieniowy (silnik odrzutowy bez ruchomych części zoptymalizowany do działania przy wielkich prędkościach), który następnie rozpędza pocisk do prędkości hipersonicznej i pomimo stosunkowo płaskiego toru lotu zapewnia duży zasięg. 

Co właściwie to wszystko oznacza z punktu widzenia wojska? Przede wszystkim nowa broń oferuje stosunkowo krótki czas lotu i jest trudna do wykrycia w jego trakcie, dając przeciwnikowi mało czasu na reakcję. Kiedy normalna rakieta manewrująca w godzinę pokona niecały tysiąc kilometrów, to najwolniejsza z rakiet hipersonicznych zrobi to w około dziesięciu minut. Różnica drastyczna. Dodatkowo ze względu na zdolność do manewrowania utrudnione jest ich przechwycenie przez obecne systemy antyrakietowe. 

Amerykanie na razie w ogonie

Różne mocarstwa mają jednak nieco inne podejścia do swojej broni hipersonicznej. Rosjanie swój system Awangard widzą jako broń strategiczną, mającą być uzupełnieniem klasycznego arsenału jądrowego. Uodporniona na potencjalne amerykańskie systemy antyrakietowe, które mogłyby w przyszłości być zagrożeniem dla normalnych rakiet międzykontynentalnych. Co znamienne Awangard ma mieć dużą głowicę termojądrową o mocy sięgającej dwóch megaton (około 140 bomb z Hiroszimy), co wskazuje na niską celność. Klasyczne głowice współczesnych międzykontynentalnych rakiet balistycznych są w większości kilka razy słabsze, ponieważ są bardzo precyzyjne. 

Rakieta Kindżał, opisywana często przez samych Rosjan, a za nimi w większości globalnych mediów jako nowa broń hipersoniczna, tak naprawdę jest zmodyfikowanym pociskiem systemu Iskander odpalanym przez samolot MiG-31. Owszem osiąga prędkość hipersoniczną, ale tak samo jak klasyczne rakiety balistyczne od lat 40. Jej głowica prawdopodobnie jest MaRV. Trudno więc kindżała zaliczyć do grona broni hipersonicznej nowej generacji, choć jest ciekawym rozwiązaniem.

Zobacz wideo

Chińczycy stworzyli natomiast system DF-ZF, określany pierwotnie w mediach jako Wu-14, co jest oznaczeniem nadanym przez wywiad USA. Też jest to szybowiec hipersoniczny, jednak mniejszy niż rosyjski Awangard. Nie wiadomo prawie nic o jego realnych możliwościach. Prawdopodobnie ma być środkiem do wykonywania błyskawicznych uderzeń na bazy wojsk USA i ich sojuszników w Azji, które są stopniowo umieszczane pod ochroną systemów antyrakietowych. Chińczycy twierdzą, że będą też mogły służyć do ataków na zespoły okrętów US Navy, ale to bardzo odważne twierdzenie biorąc pod uwagę wyzwanie jakim jest namierzenie a potem trafienie stosunkowo niewielkich i ruchomych obiektów odległych o ponad tysiąc kilometrów. 

Amerykanie dopiero pracują nad bronią hipersoniczną. Od dawna prowadzili badania w tej dziedzinie i przeprowadzili w latach 2010-11 serię testów szybowca o nazwie własnej HTV-2 oraz wspomnianego X-51 Waverider. Próby były umiarkowanie udane, choć ten drugi pocisk nadal dzierży rekord długości czasu pracy w locie silnika strumieniowego (210 sekund). Później Amerykanie skupili się na wyciąganiu wniosków i dopracowywaniu technologii, przynajmniej pozornie zostając w tyle za konkurencją. Pentagon twierdzi teraz, że długo nie zapadła decyzja, czy w ogóle pracować nad bronią tego rodzaju.

Nagranie ostatniego testu X-51

 

Dopiero w roku 2018 pod presją polityków i mediów wieszczących "hipersoniczny wyścig zbrojeń" oraz ostrzegających przed rzekomą rosnącą przewagą Chin i Rosji, taka decyzja zapadła i od 2019 roku zaczęto przeznaczać większe pieniądze na ten cel. Do 2023 roku ma powstać system Long-Range Hypersonic Weapon (ang. Broń Hipersoniczna Dalekiego Zasięgu). Założenie jest takie, że uniwersalna głowica HGV ma być montowana przez wojska lądowe i marynarkę wojenną na różnych rakietach. Odpalana będzie z ciężarówek lub okrętów podwodnych. Wariant dla US Army ma mieć zasięg rzędu trzech tysięcy kilometrów i służyć głównie do ataków na ważne cele daleko za linią fontu, znajdujące się pod parasolem silnej obrony przeciwlotniczej. Podobne zadania ma spełniać przeznaczona dla lotnictwa Air Luanched Rapid Response Weapon, której głowica ma być w znacznej mierze tożsama z tą dla wojsk lądowych i marynarki.

Zobacz wideo

Rewolucji jeszcze nie ma

Jak widać z powyższego wyliczenia broń hipersoniczna w nowym rozumieniu tego pojęcia jest ciągle bardzo nieliczna. Na pewno na razie nie zmienia w żaden sposób równowagi sił pomiędzy mocarstwami. I jeszcze wiele lat nie zmieni. Słowo "hipersoniczna" i przekaz o oszałamiających prędkościach są jednak bardzo atrakcyjne, więc temat dobrze się niesie w mediach. 

Wykorzystują to zwłaszcza Rosjanie, starając się budować przekonanie o potędze swoich sił zbrojnych. Chińczycy są bardziej stonowani, ale też są wyraźnie dumni ze swoich osiągnięć, co było widać na ubiegłorocznej paradzie w Pekinie z okazji 70-lecia powstania Chińskiej Republiki Ludowej, gdzie pierwszy raz zaprezentowano publicznie kilkanaście wyrzutni systemu DF-ZF jako jeden z gwoździ programu. 

Paradoksalnie Chiny i Rosja swoją dumą pomogły wojsku USA, przykładając się do wytworzenia w mediach i wśród polityków przekonania o "hipersonicznym wyścigu zbrojeń". W ten sposób Pentagon zyskał silne argumenty na rzecz uzyskania pieniędzy na rozwój broni hipersonicznej i zajęcia się tematem w tempie ekspresowym. Dysponując bez dwóch zdań najlepszymi technologiami lotniczo-kosmicznymi oraz znacznymi zasobami finansowymi Amerykanie mają potencjał do szybkiego prześcignięcia rywali. 

Nawet jeśli do końca obecnej dekady wszystkie trzy główne mocarstwa będą dysponować już istotnymi ilościami nowych systemów hipersonicznych, to też nie zmieni się w radykalny sposób to, jak będą prowadzone wojny. Po prostu pewien rodzaj celów będzie można zniszczyć szybciej i pewniej. Cenna rzecz, ale nie wywróci świata wojskowości do góry nogami a Rosja i USA nadal będą szachować się nuklearnym Armageddonem, przed którym nie ma obrony.

W ramach cyklu o nazwie "Taka ciekawostka" opisuję różne sprawy, rzeczy i wydarzenia, które mi osobiście wydają się ciekawe i warte opisania. Niekoniecznie takie, które są w jakiś sposób związane z tym, co się obecnie dzieje w Polsce i okolicy.

Tematykę dyktują moje zainteresowania, czyli ten zafascynowany światem chłopiec, który ciągle siedzi w mojej głowie. Kosmos i jego eksploracja. Wielkie rakiety. Samoloty, okręty, czołgi i inny ciężki sprzęt wojskowy. Niezwykłe osiągnięcia techniki. Historia zimnej wojny, naznaczonej wielkimi testami broni jądrowej i szalonymi pomysłami na to, jak zniszczyć cywilizację.

Forma tego cyklu nieco odbiega od standardu Gazeta.pl. Co chyba już widać wyraźnie. Będzie swobodnie, bezpośrednio a nade wszystko będę starał się opisywać zawiłe tematy najprościej i najjaśniej jak się da.

Więcej o: