Pułapka myślenia o gigantycznych różnicach w wydatkach wojskowych USA i Rosji liczonych w miliardach dolarów jest bardzo atrakcyjna. Sam w nią na wiele lat wpadłem. Jej źródłem jest bowiem bardzo szacowna i wiarygodna instytucja o nazwie Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI). Na jej wyliczeniach opierają się praktycznie wszystkie media oraz eksperci. To na ich bazie powstaje niemal każdy artykuł mówiący o tym kto i ile wydaje na wojsko oraz kto ile produkuje/sprzedaje broni i ile na tym zarabia.
Grafika z raportu SIPRI na 2018 rok pokazująca udział wydatków największych potęg militarnych w globalnych wydatkach zbrojeniowych. Rosja ginie w tłumie
Dane SIPRI zawierają jednak wielką pułapkę - wydatki wszystkich państw są przeliczane na dolary po zwykłym kursie wymiany walut. I dopiero po przeliczeniu na dolary są porównywane oraz zestawiane w zgrabne tabelki. Takie jak ta.
Dolar może mieć jednak drastycznie różną wartość w zależności od tego gdzie się go wydaje. Zupełnie co innego znaczy jeden dolar w USA a w Rosji. Najprostsze zobrazowanie tego problemu oferuje tak zwany indeks Big Maca prowadzony przez "The Economist". Otóż w USA tego popularnego hamburgera można kupić za 5,51 dolara. Natomiast w Rosji za 2,09 dolara (dane z 2018 roku). Oznacza to, że za jednego dolara można kupić w Rosji prawie trzy razy więcej niż w USA.
Indeks Big Maca jest uproszczonym zobrazowaniem czegoś co ekonomiści nazywają "parytetem siły nabywczej"(PPP) - sposobem ustalania kursu walut z uwzględnieniem tego, jaką faktycznie wartość ma dana waluta dla ludności kraju się niej posługującą. Biorąc to pod uwagę rosyjski rubel jest określany jako "najbardziej niedoszacowana waluta na świecie". Oznacza to, że pozornie jest bardzo słaba, zwłaszcza z perspektywy zagranicy, jednak dla samych Rosjan już nie. Oni dokonują większości swoich zakupów rublach. Nie obchodzi ich to, ile za swoje rubli mogą kupić dolarów. Za Big Maca płacą 130 rubli i tyle. Te niuanse mają duże znaczenie przy porównywaniu wydatków wojskowych państw.
Według SIPRI i drugiego najbardziej popularnego wyliczenia autorstwa brytyjskiego Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych (IISS), Rosja wydaje obecnie na swoje wojsko odpowiednik około 60 miliardów dolarów. Oznacza to 11 razy mniej niż USA i na poziomie takich państw jak Francja czy Wielka Brytania.
Jednak już tutaj należałoby się zastanowić jak to jest możliwe, że wydając pozornie tak mało, Rosjanie mają milionową armię, drugi arsenał jądrowy świata, kupują duże ilości nowego lub zmodernizowanego sprzętu i starają się utrzymywać wysoką gotowość swoich sił regularnie organizując duże ćwiczenia? Przecież wydając prawie tyle samo Wielka Brytania ma problem utrzymać 150 tysięcy żołnierzy i prowadzić modernizację swojego sprzętu, regularnie tnąc jego ilość w celu zaoszczędzenia pieniędzy.
Odpowiedź jest prosta. Po prostu te 60 mld dolarów ma zupełnie inną wartość dla rosyjskiego ministerstwa obrony niż dla brytyjskiego. Rosyjskie wojsko kupuje praktycznie cały swój sprzęt od rosyjskich państwowych firm zbrojeniowych i płaci za to rublami na preferencyjnych warunkach. Kurs dolara ma tu małe znaczenie.
Podobnie płaci rosyjskie stawki za utrzymanie całych sił zbrojnych. Dla porównania zaczynający karierę brytyjski porucznik zarobi około 2,5 tysiąca funtów miesięcznie (około 3,3 tysiąca dolarów) a rosyjski 66 tysięcy rubli (około tysiąca dolarów). I znów - rosyjskie ministerstwo obrony za tą samą kwotę w dolarach może mieć ponad trzy razy więcej poruczników. Co więcej, co trzeci rosyjski wojskowy to poborowy, który otrzymuje symboliczne pieniądze.
W dużym uproszczeniu oznacza to tyle, że rosyjskie wydatki wojskowe powszechnie podawane w mediach należy pomnożyć przez trzy i dopiero wtedy uzyskamy bardziej realistyczną liczbę do porównań z resztą świata.
Potem należałoby jednak jeszcze trochę dodać, ponieważ Rosjanie finansują modernizację swoich sił zbrojnych dodatkowymi pieniędzmi, formalnie nie zapisanymi w budżecie z adnotacją "na obronność". Część z nich to fundusze wydawane w sposób niejawny, których nie sposób wiarygodnie policzyć. Różne szacunki rosyjskich ekspertów mówią, że nawet 60 procent budżetu federalnego jest wydawana w ten sposób i większa część tych pieniędzy ma iść na szeroko pojętą obronność.
Dodatkowo są pożyczki dawane przez banki państwowe państwowym firmom zbrojeniowym na realizację kontraktów dla wojska. Jak wylicza Richard Connolly (były oficer wywiadu wojskowego USA, obecnie cywilny ekspert i pracownik naukowy University of Birmingham) w analizie przygotowanej dla think-tanku CNA w latach 2011-2016 do programu modernizacji sił zbrojnych dosypano w ten sposób około 1.2 biliona rubli. To istotna kwota biorąc pod uwagę, że w tych latach oficjalne wydatki obronne Rosji wyniosły łącznie około 18 bilionów rubli.
Co dodatkowo istotne, według oficjalnych informacji podawanych przez rosyjskie wojsko, wydatki na modernizację sięgają około 50 procent całego budżetu na obronność. To bardzo wysoka wartość biorąc pod uwagę, że większość państw NATO mieści się w przedziale 20-30 procent. Oznacza to tyle, że Rosjanie kładą obecnie bardzo duży nacisk na unowocześnienie sprzętu swojego wojska. I to rzeczywiście widać.
Podobnie należy podejść do obliczania chińskich wydatków wojskowych. Chińczycy również zdecydowaną większość sprzętu kupują w swoich firmach, mają stosunkowo niskie koszty utrzymania sił zbrojnych oraz ukrywają część wydatków na obronność. Po zastosowaniu kursów PPP i oszacowaniu ukrytych "dodatków", Pekin przeznacza na siły zbrojne odpowiednik około 480 miliardów dolarów. Dwa razy więcej niż powszechnie podawane kwoty rzędu 240 miliardów.
Oznacza to tyle, że USA nie mają tak drastycznej przewagi w wydatkach wojskowych nad swoimi dwoma głównymi rywalami, jak mogłoby się wydawać z popularnych tabelek. Sumując urealnione wydatki Chin i Rosji obliczone z wykorzystaniem PPP, są one niemal równe wydatkom amerykańskim. Nie oznacza to, że połączone siły zbrojne Chin i Rosji są równowagą dla tych USA. Poziom wydatków nie jest automatycznie równy poziomowi potencjału militarnego. Wielkie znaczenie ma jakość sił zbrojnych a tego nie sposób w praktyce policzyć i pokazać na liczbach.
Wykres autorstwa Connolly'ego pokazujący wydatki mocarstw na zbrojenia z uwzględnieniem PPP. Najbardziej rzuca się w oczy stały gwałtowny wzrost Chin
Oznacza to jednak tyle, że Rosjanie wcale nie są w jednej lidze z takimi państwami jak Francja, Wielka Brytania czy Japonia. Są znacznie wyżej a ich dystans do USA jest mniejszy niż mogłoby się wydawać. Z perspektywy polskiej pociecha taka, że po 2016 roku rosyjskie wydatki na wojsko zostały przycięte. To efekt nie najlepszej sytuacji gospodarczej i realizacji we wcześniejszych latach intensywnej modernizacji, której nie dało się po prostu podtrzymywać na dłuższą metę. Michael Kofman (ekspert think-tanku CNA ds. Rosji) w tekście na portalu "War on the Rocks" (wart polecenia dla osób zainteresowanych bezpieczeństwem, poziom zaawansowany) stawia tezę, iż Kreml nie chce wpaść w pułapkę przytłaczających wydatków zbrojeniowych, która ostatecznie wywróciła gospodarkę ZSRR w latach 80.
Według Kofmana Rosjanie będą w najbliższym czasie wydawać na wojsko w rejonie 2,5-3 procent PKB (według danych oficjalnych) i oznacza to tyle, że nie będą już prowadzić tak gwałtownej modernizacji jak w ostatnich latach. Nie należy ich jednak wpadać w złudne poczucie bezpieczeństwa, bo nie było to drastyczne ograniczenie wydatków. Te są nadal duże. Na pewno większe niż Francji czy Wielkiej Brytanii. Plasują Rosję w drugiej lidze, za USA i Chinami.
W ramach cyklu o nazwie "Taka ciekawostka" opisuję różne sprawy, rzeczy i wydarzenia, które mi osobiście wydają się ciekawe i warte opisania. Niekoniecznie takie, które są w jakiś sposób związane z tym, co się obecnie dzieje w Polsce i okolicy.
Tematykę dyktują moje zainteresowania, czyli ten zafascynowany światem chłopiec, który ciągle siedzi w mojej głowie. Kosmos i jego eksploracja. Wielkie rakiety. Samoloty, okręty, czołgi i inny ciężki sprzęt wojskowy. Niezwykłe osiągnięcia techniki. Historia zimnej wojny, naznaczonej wielkimi testami broni jądrowej i szalonymi pomysłami na to, jak zniszczyć cywilizację.
Forma tego cyklu nieco odbiega od standardu Gazeta.pl. Co chyba już widać wyraźnie. Będzie swobodnie, bezpośrednio a nade wszystko będę starał się opisywać zawiłe tematy najprościej i najjaśniej jak się da. Postaram się też odpowiadać na merytoryczne komentarze pod tekstami.