Demonstracja białoruskiej opozycji trwała kilka godzin. Demonstranci, trzymając się za ręce, utworzyli kilka żywych łańcuchów wzdłuż centralnego Prospektu Niepodległości w Mińsku. - Wiele narodów tylko marzy o niepodległości. My ją mamy i nie można jej zgubić - mówili protestujący.
Protesty w Mińsku Fot. Sergei Grits / AP Photo
Około tysiąca osób zebrało się na wiec na Placu Październikowym przed Pałacem Republiki, skąd wspólnie przeszło przez centrum miasta na główny Plac Niepodległości. Zebrani skandowali hasło "Niezależność".
Uładzimir Niaklajeu, pisarz i były opozycyjny kandydat na prezydenta w wyborach 2010 roku, zwrócił uwagę, że białorusko-rosyjskie dokumenty dotyczące pogłębienia integracji, były przygotowywane bez konsultacji ze społeczeństwem. - Gdyby nie było tej tajemnicy, tych tajnych protokołów, to nie musielibyśmy zbierać się tu i żądać od władz, aby nie handlowali naszym krajem - mówił Niaklajeu.
Inny lider opozycji Paweł Siawiaryniec, na apel którego zgromadzili się ludzie, podkreślał, że niezależność ma realne konsekwencje. - Niezależność jest wtedy, gdy waszych synów nie wysyła się, by walczyli w Syrii, Donbasie albo Libii. Niezależność jest wtedy, gdy my sami decydujemy, jak mamy żyć - mówił polityk.
Demonstracja zakończyła się na placu wieszcza narodowego Jakuba Kołasa. Siawiaryniec wezwał swoich zwolenników, aby jutro ponownie zebrali się w centrum stolicy. - To nie jest ten dzień, kiedy można siedzieć w domu. Ósmego grudnia, w rocznicę likwidacji Związku Radzieckiego i w rocznicę podpisania umowy o utworzeniu Państwa Związkowego Białorusi i Rosji, w południe wychodzimy na ulicę, by protestować - mówił opozycjonista.
Dzisiejsza akcja białoruskiej opozycji, w której wzięło udział około tysiąca osób, nie była uzgodniona z władzami. Milicja wzywała demonstrantów do rozejścia się, ale nie interweniowała.
>>> Nie tylko Białorusini są podejrzliwi wobec negocjacji z Rosją. Zobacz dlaczego tysiące Ukraińców protestowało przeciwko porozumieniu ich rządu z Rosją:
Prezydenci Rosji i Białorusi Władimir Putin i Aleksander Łukaszenka podczas spotkania w Soczi nad Morzem Czarnym rozmawiać mają o współpracy obu krajów, w tym o pogłębieniu integracji. Spotkanie prezydentów poprzedziły rozmowy premierów Rosji i Białorusi. Wiadomo, że wśród nierozwiązanych kwestii była sprawa ceny na rosyjski gaz i ropę dla Białorusi.
8 grudnia minie dwudziesta rocznica podpisania umowy o utworzeniu Państwa Związkowego Białorusi i Rosji. Od grudnia 2018 r. Moskwa naciska na "pogłębianie integracji" z Białorusią, uzależniając dalsze gospodarcze wsparcie dla tego kraju od realizacji zapisów umowy o powstaniu państwa związkowego z 1999 r., które przewidują m.in. utworzenie wspólnych instytucji państwowych.
Według rosyjskiego dziennika "Kommiersant", który dotrzeć miał do wstępnych dokumentów dot. integracji, dojść ma do unifikacji rynku ropy naftowej, gazu i prądu. Powstać ma też wspólny kodeks podatkowy i kodeks cywilny, jak również wspólny system rejestrujący własność nieruchomości. Rosja i Białoruś zachować miałby oddzielną walutę i banki centralne. Dokumenty, do których dotarła gazeta nie dotyczą sfery obronności i bezpieczeństwa państwowego, spraw znajdujących się w gestii MSW oraz funkcjonowania władzy wykonawczej.
Prezydent i premier Białorusi przed wylotem do Rosji zapewniali, że w agendzie rozmów nie ma kwestii politycznych, tylko gospodarcze i tym samym niepodległość Białorusi nie jest zagrożona. Jednak białoruska opozycja nie ufa tym zapewnieniom.