W listopadzie 2018 roku dwa ukraińskie okręty wojskowe oraz jeden holownik, które wypłynęły z Odessy do ukraińskiego portu nad Morzem Azowskim, zostały zatrzymane przez Rosję. Według władz Rosji, ukraińskie jednostki próbowały nielegalnie przepłynąć z Morza Czarnego na Morze Azowskie przez kontrolowaną przez Moskwę Cieśninę Kerczeńską. Zatrzymanych zostało wtedy 24 członków trzech załóg. Ukraińscy marynarze wrócili do kraju dopiero we wrześniu 2019 roku, w związku z wymianą osób skazanych i aresztowanych. Później Rosjanie zdecydowali też oddać Ukrainie jej okręty.
Jak podaje BBC okręty "Berdiansk" i "Nikopol" oraz tankowiec "Jany Kapu" wyruszyły na Ukrainę w poniedziałek, na podstawie porozumienia między Moskwą i Kijowem. Dowódca ukraińskiej marynarki wojennej admirał Ihor Woronczenko cytowany przez Reutersa przyznał, że jednostki nie znajdują się jeszcze na wodach terytorialnych Ukrainy, ponieważ muszą być holowane przy bardzo niskiej prędkości. Przyczyną jest to, że same nie mogą pokonać tej odległości. Jak się okazało, okręty oraz holownik są w bardzo złym stanie technicznym.
- One nie są w stanie samodzielnie pokonać tej odległości. Rosjanie je zrujnowali. Zdemontowali nawet lampy, gniazdka elektryczne i toalety. Niedługo pokażemy całemu światy to barbarzyńskie podejście Rosjan - powiedział admirał Woronczenko. Na nagraniach udostępnionych w internecie widać, że na dwóch okrętach pozostawione zostały główne elementy uzbrojenia, jednak według władz Ukrainy, Rosjanie zatrzymali całą amunicję. Na razie władze Rosji nie skomentowały zarzutów przedstawionych przez dowódcę ukraińskiej marynarki wojennej.