W niedzielę rano na terenie kampusu politechniki w Hongkongu policjant został raniony strzałą, wystrzeloną z łuku przez demonstrantów. Teren patrolują zamaskowane grupy demonstrantów, wyposażone między innymi w łuki sportowe. Lokalna policja udostępniła zdjęcie znajdującego się w pobliżu kampusu policjanta ze strzałą wbitą w łydkę. Policja potępiła używanie, jak to określono, "śmiercionośnej broni" i zagroziła, że zacznie używać ostrej amunicji, jeżeli demonstranci znowu posłużą się bronią zagrażającą życiu.
Zamieszki w Hongkongu miały miejsce także w sierpniu. Policja pokazała wtedy nową "broń". Zobacz nasze wideo:
Wieczorem wokół kampusu zauważono pożary, wywołane prawdopodobnie przez protestujących. Koktajlami Mołotowa podpalono z kolei opancerzony pojazd, który zbliżył się do kampusu. W Hongkongu opublikowano zdjęcie fotografa lokalnych mediów, który miał stracić przytomność, gdy został oblany wodą z policyjnej armatki.
Sytuacja w Hongkongu zaogniła się po postrzeleniu jednego z demonstrantów podczas starć w poniedziałek. Jak informuje policja, nieuzbrojony 21-latek próbował wyrwać funkcjonariuszowi pistolet. Jego stan określany jest jako ciężki. W środę trafiony w głowę grantem z gazem łzawiącym został 15-latek. Wcześniej demonstranci polali łatwopalną cieczą 57-latka i podpalili go. Obaj pozostają w stanie krytycznym. Wskutek protestów zamknięto przedszkola, szkoły i uniwersytety w Hongkongu.
Masowe protesty w Hongkongu trwają od kilku miesięcy. Ich uczestnicy domagali się początkowo wycofania projektu ustawy, pozwalającej na deportację mieszkańców regionu do Chin kontynentalnych. Teraz żądają między innymi zmniejszenia wpływu władz chińskich na lokalny rząd, zarzucają policji stosowanie przemocy i domagają się ukarania winnych użycia siły wobec protestujących.