>>> Zanim Boris Johnson zajął się polityką, wymyślał fake newsy
Boris Johnson odwiedził w środę miasto Stainforth w hrabstwie South Yorkshire, gdzie wysłano stu żołnierzy, którzy mają pomóc we wzmocnieniu regionalnego systemu ochrony przeciwpowodziowej. Podczas wizyty w dotkniętym powodzią mieście premier Wielkiej Brytanii rozmawiał z ludźmi, którzy ucierpieli z powodu żywiołu. Wielu z nich nie cieszyło się jednak na widok szefa rządu.
- Nie jestem bardzo szczęśliwa, że z panem rozmawiam, więc jeśli nie ma pan nic przeciwko, będę się dalej sama zamartwiała, jak to teraz robię. Pan nam nie pomógł - powiedziała do Borisa Johnsona jedna z mieszkanek.
Inny mieszkaniec zawołał do premiera: "Nie spieszyłeś się, co, Boris?". Szef brytyjskiego rządu zapytał go, czy jest coś, co mógłby dla niego zrobić. "Nie, dziękuję" - odpowiedział mężczyzna.
Podczas spotkania z lokalną społecznością, mieszkańcy Stainforth zarzucili premierowi, że przyjechał do zalanej miejscowości dopiero pięć dni po tym, kiedy została dotknięta powodzią.
"The Guardian" relacjonuje, że Boris Johnson stanął w ogniu trudnych pytań po tym, jak wygłosił przemówienie, w którym opowiadał, w jaki sposób zainwestuje miliardy funtów na badania i rozwój. Premier Wielkiej Brytanii został zapytany o to, czy aby na pewno wydano wystarczająco dużo na ochronę przeciwpowodziową w zatopionych regionach Yorkshire, East Midlands i Lincolnshire. Wezwano go także do przeprosin za powolną reakcję rządu na klęskę żywiołową. Boris Johnson odmówił, twierdząc, że jego gabinet pracuje 24 godziny na dobę, aby pomóc dotkniętym powodziom regionom. Powiedział także, że rząd zainwestował już 2,6 miliarda funtów w ochronę przeciwpowodziową i przyjrzy się rozwiązaniom długoterminowym, takim jak sadzenie większej liczby drzew, które mogą pomóc w zapobieganiu powodziom w następnych latach.