Turyści nie będą już mogli się wspinać na górę Uluru na terenie parku narodowego Uluru-Kata Tjuta. To położona w centralnej Australii formacja skalna o wysokości 868 metrów n.p.m, która jest uznawana za jeden z symboli kraju (przez lata uznawano ją również za największy monolit świata). Miejsce każdego roku było odwiedzane przez setki tysięcy turystów. Od lat 80. w drodze na szczyt zginęło 35 osób.
Zamknięcia szlaku na górę od kilkudziesięciu lat domagali się Aborygeni z plemienia Anangu, którzy uznają ją za święte miejsce. Wskazywali, że wspinaczka jest w ich kulturze związana ze świętym rytuałem, którego turyści nie respektują. Ostatecznie prośby rdzennych mieszkańców zostały uszanowane, a rada parku narodowego Uluru-Kata Tjuta wprowadziła oficjalny zakaz wstępu na wzniesienie. Wchodzi on w życie w sobotę 26 października.
W dniach poprzedzających zamknięcie góry turyści ustawiali się w długich kolejkach, by ostatni raz wspiąć się na szczyt. Kulminacja odwiedzin przypadła na piątek 25 października - osób, które chciały wejść na szczyt, były setki - podaje Assosiated Press. W mediach społecznościowych zaroiło się od zdjęć, na których widać, że Uluru w ostatnim dniu swojego otwarcia przeżywała prawdziwe oblężenie. By podejść pod szczyt, chętni czekali w upalnych temperaturach po kilka godzin.
- To jest dla nas święte miejsce, jak kościół. Ludzie ze wszystkich stron świata przyjeżdżają tu i wspinają się na górę. Nie mają żadnego szacunku - skomentował w rozmowie z BBC News Remeth Thomas, jeden z okolicznych mieszkańców.
Od momentu zamknięcia szlaku legendarną górę nadal będzie można podziwiać - tyle, że z daleka.