Donald Trump zdecydował o udzieleniu militarnego wsparcia w Zatoce Perskiej po ostatnich atakach na saudyjskie rafinerie. Z prośbą o to zwróciły się do Pentagonu Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie.
W ramach tej pomocy wysłani zostaną amerykańscy żołnierze. Nie sprecyzowano dokładnej ich liczby, zapowiedziano jedynie, że ma być ona "umiarkowana". Jak powiedział Mark Esper, prezydent Donald Trump zgodził się na rozmieszczenie amerykańskich sił, których obecność ma mieć charakter obronny i mają być skupione głównie na obronie powietrznej i przeciwrakietowej. Głównym więc celem oddziałów będzie ochrona infrastruktury związanej z przemysłem naftowym.
Oprócz tego jednak, jak podkreślał Mark Esper na konferencji prasowej, żołnierze mają "wysłać jasną wiadomość - Stany Zjednoczone wspierają swoich partnerów w regionie".
W planach jest również wysłanie wojskowego sprzętu zarówno do Arabii Saudyjskiej, jak i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jak informuje Reuters, będą to prawdopodobnie baterie przeciwrakietowe, drony i myśliwce. Takie wyposażenie miałoby "wzmocnić zdolność krajów Zatoki Perskiej do obrony" - zapowiedział Mark Esper.
Saudyjska rafineria ropy naftowej, należąca do państwowego giganta Saudi Aramco, została zaatakowana przez drony 14 września. Fabryka ta jest kluczowa dla globalnych dostaw ropy. Przerabia ona tzw. słodką odmianę ropy na kwaśną, a następnie transportuje ją do punktów załadunkowych w Zatoce Perskiej i na Morzu Czerwonym. Szacuje się, że przetwarza do siedmiu milionów baryłek ropy naftowej dziennie.
Początkowo podejrzewano, że ataku dokonali bojownicy Huti z Jemenu. To oni również przyznali się do ataku. Deklaracjom tym nie wierzy Arabia Saudyjska. W czwartek 19 września rzecznik saudyjskiego ministerstwa obrony płk.Turki al-Malki poinformował jednak, że na podstawie dowodów w sprawie wysnuto wniosek, że za atakiem stoi Iran. Stanowczo odrzuca on te oskarżenia. Mimo to Donald Trump polecił zwiększenie sankcji wobec tego kraju.