Brytyjska opozycja ustaliła, że zablokuje poniedziałkowy wniosek premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona o przedterminowe wybory w październiku. Boris Johnson chce wyborów za pięć tygodni, bo to szansa na to, by odzyskał kontrolę: zdobył większość i przekreślił uchwaloną przez obecną Izbę Gmin ustawę zakazującą mu twardego brexitu.
Opozycja deklaruje, że chce wyborów, ale w terminie gwarantującym, że Boris Johnson nie zdoła wyprowadzić kraju z Unii Europejskiej bez umowy. Zwycięstwo opozycji zmusiłoby rząd do przełożenia brexitu na przyszły rok. Wcześniej szef rządu deklarował, że nigdy tego nie zrobi. Jednak w Izbie Gmin to opozycja ma większość.
Uchwalona w środę ustawa zakłada, że jeśli do 19 października premier nie uzyska umowy lub zgody posłów na jej brak, musi prosić Brukselę o przedłużenie brytyjskiego członkostwa do końca stycznia przyszłego roku. Tymczasem, jak mówi w rozmowie ze Sky News były prokurator generalny Anglii i Walii Ken MacDonald, jeśli Boris Johnson nie zastosuje się do ustawy, grozi mu więzienie.
Jak twierdzą eksperci, gdyby premier nie podporządkował się przepisom, sąd może nakazać też członkom rządu przesunięcie daty brexitu w zastępstwie za Johnsona.
Kością niezgody między Brukselą a Londynem jest tak zwanym bezpiecznik irlandzki zapisany w porozumieniu brexitowym. Chodzi o mechanizm, który ma gwarantować, że po brexicie nie będzie kontroli na granicy między Irlandią Północną a Republiką Irlandii.
Zagorzali brexitowcy chcą ten zapis wykreślić, bo obawiają się, że takie rozwiązanie bezterminowo zwiąże Wielką Brytanię z Unią Europejską. Przedstawiciele 27 krajów i unijnych instytucji podkreślają natomiast, że takie gwarancje są potrzebne.
Obecnie obowiązującą planowaną datą brexitu jest 31 października.