Przechodząc wzdłuż wybrzeża Florydy, Dorian nieznacznie osłabł i stał się huraganem drugiej kategorii w pięciostopniowej skali. W ostatnich godzinach znów jednak przybrał na sile, a prędkość towarzyszącego mu wiatru wzrosła do 185 kilometrów na godzinę.
W Karolinie Południowej nakaz ewakuacji otrzymało ponad 800 tysięcy mieszkańców, a w Karolinie Północnej - około 300 tysięcy. W zasięgu huraganu mogą znaleźć się licząca pół miliona mieszkańców aglomeracja Charleston oraz stutysięczne Wilmington. Meteorolodzy ostrzegają przed falą powodziową oraz silnym wiatrem. Jeśli Dorian przejdzie blisko wybrzeża to setki tysięcy budynków może zostać odciętych od prądu. Do pomocy mieszkańcom władze USA zmobilizowały 6 tysięcy żołnierzy gwardii narodowej.
Tymczasem do 20 wzrosła liczba śmiertelnych ofiar huraganu Dorian na Bahamach, gdzie 13 tysięcy budynków zostało uszkodzonych lub zniszczonych. Na wyspy przybywają międzynarodowe ekipy ratownicze oraz organizacje humanitarne.
Na Bahamach ucichł wiatr,a niebo się rozjaśniło. Po przejściu huraganu odsłania się obraz zniszczeń w północnej części archipelagu: zrównane z ziemią osiedla, powywracane samochody, połamane palmy i zalane domy. Liczba śmiertelnych ofiar z pewnością będzie rosła, bo wiele osób jest zaginionych i trwa akcja poszukiwawcza. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych, około 70 tysięcy osób wymaga pilnej pomocy humanitarnej. Organizacja zaoferowała pomoc w wysokości miliona dolarów. Taką deklarację złożył Mark Lowcock, zastępca sekretarza generalnego ONZ do spraw pomocy humanitarnej, przebywający w stolicy kraju Nassau.
Na Bahamach są też obecne oddziały brytyjskiej Marynarki Wojennej, amerykańskiej Straży Przybrzeżnej, przedstawiciele Czerwonego Krzyża i innych organizacji humanitarnych.
Dorian przeszedł około 150 kilometrów od Florydy. Na wschodnim wybrzeżu stanu panowały warunki sztormowe, ale poważniejszych zniszczeń udało się uniknąć. "Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia" - skomentował ten fakt prezydent Donald Trump.