Jak informuje "Newsweek", siły izraelskie przyznały się do przeprowadzenia ataków w Syrii i zarządzanej przez Palestyńczyków Strefie Gazy, która nie jest uznawana za część jakiegokolwiek niezawisłego państwa. Izrael został także oskarżony o dwie kolejne operacje - w Libanie i Iraku. Celem izraelskich ataków miały być miejsca istotne dla Iranu. Izrael często oskarża ten kraj o próbę utworzenia baz na całym Bliskim Wschodzie. Z drugiej strony większość narodów arabskich formalnie nie utrzymuje kontaktów z Izraelem, m.in. z powodu trwającego od dziesięcioleci ich sporu terytorialnego z Palestyńczykami.
Sytuacja na Bliskim Wchodzie staje się coraz bardziej napięta. Izraelskie siły potwierdziły, że są odpowiedzialne za atak w Syrii i Strefie Gazy, do których doszło w ubiegły weekend. Według urzędników wojskowych celem izraelskich samolotów było to, co zostało uznane za bazę Iraku w Syrii, przygotowującą się do rozpoczęcia poważnego ataku na Izrael, w którym miały zostać wykorzystane drony. Inne ataki, o które oskarża się Izrael, spowija jednak tajemnica.
Izraelskie siły zostały oskarżone m.in. o atak uzbrojonym w materiały wybuchowe dronem, który uderzył w budynek mieszczący centrum medialne Hezbollahu na południowych przedmieściach Bejrutu. Hezbollah podkreślił, że Izrael przeprowadził pierwszy atak na Liban od czasu wojny w 2006 roku i powiedział, że zareaguje, strzelając do izraelskich dronów. Izrael nie potwierdził ani nie zaprzeczył swojej odpowiedzialności za ten atak. "The Washigton Post" informuje że kolejny atak miał miejsce w niedzielę. Jego celem były miejsca związane z szyickimi Siłami Mobilizacji Ludowej w miejscowości Al-Ka’im w zachodnim Iraku.
Konflikt między państwami na Bliskim Wschodzie eskaluje. Potwierdzają to słowa prezydenta Libanu, Michela Aouna, który oświadczył, że jego kraj "ma prawo się bronić" i porównał ataki izraelskich dronów do "deklaracji wojny". W sprawę włączył się sekretarz Stanów Zjednoczonych Mike Pompeo. Wezwał on do rozmowy premiera Libanu Saada al-Hariri, podkreślając potrzebę uniknięcia eskalacji konfliktu. Wiceprezydent USA Mike Pence napisał z kolei na Twitterze, że Stany Zjednoczone "w pełni popierają prawo Izraela do obrony przed bezpośrednimi zagrożeniami".