Rakim Mayers, raper występujący pod pseudonimem ASAP Rocky, miał według prokuratury razem z dwoma kolegami pobić 19-letniego Mustafę Jafariego. Do zdarzenia doszło na ulicy w Sztokholmie po koncercie ASAP Rocky'ego. Według ustaleń śledczych 19-latek został zaatakowany m.in. szklaną butelką.
Raper przekonywał szwedzki sąd, że co prawda wziął udział w bijatyce, ale działał w samoobronie i tak naprawdę starał się uniknąć bójki. Według Mayersa 19-latek i jego znajomy byli natrętni, jeden z nich wdał się w kłótnię z ochroniarzem rapera. - Po chwili mój ochroniarz zaczął go odpychać prosząc, by odszedł. Powiedzieliśmy im: "słuchajcie, nie idźcie tam, gdzie my idziemy. Idźcie w drugą stronę, nie chcemy kłopotów" - zeznawał Mayers. Według niego obaj mężczyźni byli pod wpływem narkotyków.
Jafari przyznał, że był zdenerwowany. Tłumaczył to faktem, że wcześniej w trakcie kłótni z ochroniarzem Mayersa, zniszczono mu słuchawki. - Poszedłem za nimi i powiedziałem, że zamierzam zadzwonić na policję przez to, że zepsuli mi słuchawki - twierdzi 19-latek.
Ostatecznie prokurator zażądał, skazania Mayersa i jego dwóch kolegów na 6-miesięcy więzienia.
Sprawa bójki zyskała międzynarodowy rozgłos po tym, jak Donald Trump wziął w obronę rapera. Prezydent USA zaproponował w rozmowie z premierem Szwecji Stefanem Loefvenem, że sam zapłaci kaucję za rapera, jednak prawo w Szwecji w ogóle nie przewiduje takiego rozwiązania. Premier odpowiedział Trumpowi, że politycy w jego kraju nie mają wpływu na decyzje prokuratury. Prezydent USA stwierdził tydzień temu na Twitterze, że jest rozczarowany brakiem działań ze strony Loefvena. W kolejny wpisie napisał: "Oddajcie ASAP Rocky'emu WOLNOŚĆ. Robimy tak wiele dla Szwecji, ale nie to chyba nie działa w drugą stronę. Szwecja powinna skupić się na prawdziwym problemie z przestępczością".