Michael Winkleman, adwokat reprezentujący rodzinę zmarłego dziecka, powiedział dziennikarzom, że rodzina Chloe odbyła w czwartek rano podróż z Portoryko do Fort Lauderdale na Florydzie, a następnie wsiadła do samolotu lecącego do Chicago, przewożąc ciało nieżyjącej dziewczynki. Mała Chloe była na statku z rodzicami, dwójką rodzeństwa oraz z czworgiem dziadków - czytamy na portalu mrt.com.
"Obecnie jedynym celem rodziny jest rozpoczęcie pracy nad organizacją pogrzebu. Są całkowicie zdruzgotani" - mówił w środę Winkleman, cytowany przez USA Today.
Do tragedii na statku "Freedom of the Seas" pływającym pod banderą Royal Caribbean doszło 8 lipca. 18-miesięczna Chloe Wiegand była na wakacjach z rodzicami i dziadkami, kiedy wypadła z okna 11. piętra statku. Maszyna była zacumowana, a dziecko spadło na beton. Krótko po wypadku dziecko przewieziono do szpitala, gdzie niedługo później zmarło.
Początkowo mówiło się, że za śmierć dziecka odpowiedzialny jest dziadek dziewczynki. Mężczyzna miał wystawić ją przez okno i niechcący wypuścić z rąk. Rodzina 18-miesiecznej Cloe oskarża jednak obsługę statku, twierdząc, że jedno z okien w strefie dla dzieci nie zostało zamknięte, a dziewczynka przez nie wypadła.