Nowe informacje o tragedii do jakiej doszło w Portoryko dotyczące śmierci 18-miesięcznej dziewczynki, która zginęła w wypadku na wycieczkowcu. Zarzuty stawiane przez rodzinę półtorarocznej Chloe Wiegand przedstawił adwokat rodziny, Michael Winkleman. Powiedział, że okoliczności śmierci dziewczynki nie są takie, jak początkowo podejrzewano.
Adwokat rodziny 18-miesięcznej Chloe Wiegand twierdzi, że dziadek dziewczynki nie wypuścił jej z rąk, jak początkowo podawały media. Dziecko miało wypaść przez okno na 11. piętrze wycieczkowca, ponieważ było ono otwarte. W chwili wypadku dziecko miało bawić się ze swoim dziadkiem w strefie dla dzieci. W pewnym momencie dziewczynka poprosiła swojego opiekuna, żeby ją podniósł do otaczającej ją ściany z okien.
- Chloe chciała uderzyć ręką w szybę, jak robiła to zawsze podczas meczów hokeja, w których brał udział jej starszy brat. Jej dziadek myślał, że wszędzie jest szkło, ale w tym oknie go nie było, a dziewczynka zniknęła w jednej chwili - słowa Winklemana cytuje "The Guardian". Adwokat rodziny Wiegand powiedział, że rodzice małej Chloe chcą wyjaśnień, dlaczego okno było otwarte, podczas gdy powinno być "bezpiecznie zamknięte".
Policja w Portoryko odmówiła komentarza na temat teorii Winklemana. Nie odniosła się do niej także firma organizująca rejs, którym miała płynąć rodzina dziewczynki.
Kiedy doszło do tragedii, 18-miesięczna Chloe Wiegand była na wakacjach z rodzicami i dziadkami. Rodzina płynęła statkiem "Freedom of the Seas" pływającym pod banderą Royal Caribbean. Dziewczynka wypadła z okna na 11. piętrze. Maszyna była zacumowana w porcie San Juan w Portoryko, a dziecko upadło na beton. Krótko po wypadku dziecko przewieziono do szpitala, gdzie niedługo później zmarło.